Moje ostatnie wpisy

  •   :: Kochani moi. czy ktos wie dlaczego z telefonu nie mogę wejść na swojego bloga ? Na komputerze też je

    2 godziny temu

  •   ::

    2 godziny temu

  •   ::

    2 godziny temu

  •   ::

    2 godziny temu

  •   ::

    2 godziny temu

  • Słodka Deva  ::

    2 godziny temu


Albumy

Kalendarz


Aby wykonać akcję musisz się zalogować.

Jeżeli nie masz jeszcze konta zarejestruj się.

Aby wykonać akcję musisz się zalogować.

Jeżeli nie masz jeszcze konta zarejestruj się.

Prawdziwa Natura Gainaxa - 2.1.

Album: Moje Opowiadania  

Prawdziwa Natura Gainaxa - 2.1.

Wyślij na komórkę

Prawdziwa Natura Gainaxa - 2.1.


To był dzień jak co dzień. 

Właśnie jechałem ze swoją rodziną na wakacje, gdy nagle,

zupełnie znikąd naszą drogę przeciął wyścigowy samochód.

Nim się spostrzegliśmy dosięgły nas płomienie powstałe w wyniku zderzenia.

Spanikowałem. Matka złapała mnie za rękę, próbując zniwelować mój niepokój.

Przepełniła mnie wtenczas głęboka wiara, że wszystko będzie dobrze.

W pewnej chwili poczułem czyjś dotyk na swoim ramieniu.

To była moja mama ! Jej obecność wypełniła mnie nieskończoną radością.

Nie przetrwała ona jednak długo.

Pełen smutku pojąłem, że jej ruchy stają się coraz wolniejsze.

Zmartwiłem się, ale nie dałem tego po sobie poznać.

Kątem oka dojrzałem jak sięga ręką do torebki i wyciąga z niej tajemniczy przedmiot.

- Weź go i strzeż jak oka w głowie.

Wyciągnąłem dłoń, pochwiciłem wspomnianą rzecz z ostrożnością 

i bez zastanowienia ukryłem na dnie kieszeni.

W powietrzu zdało się wyczuć rosnące napięcie.

- Musisz żyć mój synu.

Przez głos mojego ojca przemówił przejmujący kaszel.

Odwróciłem się i przeszyłem wszystkich obecnych pełnym poświęcenia wzrokiem.

- Ale przecież ja nie mogę was tak tutaj zostawić !

Atmosfera stawała się coraz gęstrza.

- Jesteś silnym chłopcem i wiemy, że dasz sobie radę.

Para otoczyła się pełnym czułości wzrokiem.

Moje serce przepełniała pulsująca rozkosz.

Nagle okolicę pojazdu przeszył dźwięk łamanej gałęzi.

- Silnik zaraz wybuchnie !

Słowa te wybudziły mnie z transu.

- Wynoś się stąd ! Natychmiast !

Przez krótką chwilę nie wiedziałem, co mam zrobić. 

Otworzyłem drzwi i popatrzyłem w trwodze na uwięzionych w samochodzie rodziców.

Nagle poczułem jak coś wypycha mnie ze środka.

To był mój tata ! Zdołał się jakoś wyzwolić z potrzasku !

Byłem taki szczęśliwy, a chwilę później... nastąpił wybuch.

Świat, który znałem w ułamku sekundy został zrównany z ziemią.

Mój ojciec poświęcił życie, aby mnie uratować.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. 

Sfera szoku przyćmiła wszystkie moje zmysły.

Nie byłem w stanie myśleć racjonalnie.

W pewnym jednak momencie doszedłem do siebie.

Złość, żal i bezradność wstąpiły mi na twarz.

Moje ciało poruszyło się samo.

Upadłem na kolana i pełen łez wydałem z siebie histeryczny krzyk.

Wtem ktoś złapał mnie za ramię.

- Nic ci nie jest ?

Jednak ja nie byłem w stanie udzielić mu odpowiedzi.

Zrezygnowany, sięgnąłem reką do kieszeni i wyciągnąłem z niej przedmiot, 

którym obdarowali mnie rodzice.

To była strzykawka ! Zastanawiałem się, dlaczego ją otrzymałem ?

Moje rozważania przerwał zdenerwowany policjant.

Bezwiednie odwróciłem głowę, przeszyłem go bezżywotnym wzrokiem, 

po czym upadłem z wyczerpania na ziemię.

Obudziłem się w szpitalu.

Lekarze bardzo długo dyskutowali o moim stanie zdrowia, 

jednak ja nie mogłem zrozumieć z tego ani słowa.

Wtem, jeden z nich, dojrzawszy, że odzyskałem przytomność 

odsłonił zasłonę i podszedł do mojego łóżka.

- Masz szczęście, że przeżyłeś.

Pomimo jego uprzejmości nie miałem ochoty z nim rozmawiać.

Parę minut później zjawił się kolejny lekarz,

który zabrał tego pierwszego na rozmowę przed moją zasłoną.

- Dalej milczy ?

- Na to wygląda.

- To musiał być dla niego nie lada szok.

- Tak. Mało kto mógłby być normalny po zobaczeniu czegoś takiego.

- To prawda. Nawet największemu wrogowi nie życzyłbym takiej śmierci.

Słowa te wywołały na moim ciele niepokojące drgawki.

Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.

- Doktorze ! Saturacja spada !

- Mamy migotanie komór !

Wszystko działo się tak szybko.

Wokół mnie zrobił się niezły harmider.

W pewnym momencie nie słyszałem już nic.

Moje oczy nie poruszały się, a przede mną pojawiło się białe światło.

Ujrzałem w nim swoich rodziców. Wzruszyłem się.

Wiedziałem jednak, że nie mogę do nich wrócić.

Rozumiałem jak ważne było dla nich moje przetrwanie.

Moją duszę trawił wtenczas niezmierzony smutek.

Jednak ja starałem się go nie okazywać przed nikim, kto był dla mnie ważny.

- Synu. Weź strzykawkę, którą cię obdarowaliśmy.

Postacie wskazały na moją kieszeń.

- To twój jedyny ratunek !

Ich pełen powagi głos wybudził mnie z transu.

Wokół mnie znowu zaczęło robić się jasno.

Nie martwcie się ! Nie zawiodę was !

Zdecydowanie wypełniało każdą lukę mojego umysłu.

- Mamy słaby puls !

W tej chwili powróciłem do siebie.

Muszę to zrobić ! Tu i teraz !

Moja determinacja sięgnęła szczytu.

Wyciągnąłem z kieszeni rzeczony przedmiot 

i bez zastanowienia wbiłem go sobie w rękę.

Moje ciało zadrżało. 

W jednej chwili świat zaczął pulsować mi przed oczami.

Całe to zamieszanie nie utrzymało się jednak długo.

Po paru minutach było już po wszystkim.

- Doktorze ! Puls stabilizuje się !

Zdezorientowana pielęgniarka wskazała na jedno z urządzeń.

- To niewiarygodne !

Lekarz aż skamieniał pod wpływem powstałego szoku.

W tym momencie znowu straciłem przytomność.

Doktor wstał i kątem oka dojrzał  tajemniczy przedmiot w mojej dłoni.

Czułem jego wrażliwy dotyk nawet w najgłębszych zakamarkach swojej podświadomości.

Parę chwil później wyłączyłem się. Mój umysł stał się oporny na reakcję 

i nie zdolny do jakiegokolwiek myślenia.

- Hmm. Interesujące... A więc to dzięki temu przeżyłeś ?

Mężczyzna zabrał pełną nieznajomości rzecz i naprędce schował w kieszeni fartucha.

- Doktorze. Znalazł pan coś ?

- Nie. To nic takiego. A teraz proszę wybaczyć, ale muszę już iść.

- Rozumiem.

Doktor otworzył drzwi do oddziału.

Pielęgniarka poszła w lewo, a on w prawo, prosto do laboratorium.

To, co odkrył dogłębnie nim wstrząsnęło.

Nikt nie może się dowiedzieć o tym, co tutaj zobaczyłem.

Lekarz posprzątał próbkę i umieścił resztę substancji w specjalnej lodówce,

do której tylko on miał dostęp.

Następnego dnia prowadził kontrolę na oddziałach.

Chłopiec, którego leczył dalej był nieprzytomny.

Doktor postanowił zduplikować substancję, nim pacjent się obudzi.

- Zrobię wszystko, aby go uratować !

Pełen zapału lekarz otworzył laboratorium i zamknął się w nim na całą noc.

Cały personel zaczął się o niego martwić.

Po wydziałach chodziły plotki, że zmarł dogłębnie pochłonięty swoją pracą.

Minął tydzień. Od lekarza nadal nie było żadnych wieści.

Minął ranek, dochodziło południe.

Doktor, powolnym krokiem, z workami pod oczami opuścił swój gabinet.

Niedługo po tym zmierzył do sali, w której spoczywał jego pacjent.

Dojrzawszy mężczyznę na jednej z kamer w sali zjawiła się jego zatroskana pomocniczka.

- Doktorze ! Wszystko w porządku ?

Moja koleżanka z pracy była bardziej roztrzepana niż zwykle.

Odpowiedziałem jej, żeby dała mi spokój.

Wtedy zapytała mnie czy nie potrzebuję niczego go jedzenia.

Złota kobieta. Podziękowałem jej uprzejmie i wysłałem spowrotem do pracy.

Gdy byłem już przy łóżku pacjenta powziąłem stołek dla gości 

i bez zastanowienia zająłem na nim miejsce.

Nagle chłopiec obudził się cały spocony.

Zerwałem się na równe nogi.

Pomyślałem, że pewnie przyśnił mu się jakiś koszmar.

Jednak jego objawy wskazywały na coś zupełnie innego.

Mój pacjent zachowywał się tak jakby mu rozum odjęło.

Wiercił się chaotycznie i wypytywał gdzie jest. 

Żądał nawet natychmiastowego wypisania ze szpitala.

Całkowicie zamarłem z przerażenia.

Nie wiedziałem, co mam zrobić.

Tak poważny przypadek zdarzył mi się pierwszy raz w życiu.

Dostrzegając, że jego funkcje życiowe zaczęły drastycznie spadać wziąłem się w garść.

Pochwyciłem strzykawkę z substancję, którą udało mi się zduplikować 

i bez zastanowienia wstrzyknąłem mu jej zawartość.

Niedługo po tym jego funkcje życiowe zaczęły się stabilizować.

- Udało się !

Usiadłem na podłodze i odetchnąłem z ulgą.

Chwilę później przybiegli do mnie moi współpracownicy.

- Doktorze ! Czy wszystko w porządku ? Słyszeliśmy hałasy !

- To nic takiego.

Otrzepałem się i powstałem, promieniując zewsząd swoją dumą.

- Sytuacja opanowana !

Wszyscy byli oszołomieni.

Pierwsza z tego stanu ocknęła się moja ulubiona pielęgniarka.

- O ! Byłabym zapomniała ! Doktorze ?

- Tak ?

- Pańskie śniadanie już na pana czeka.

Uradowany tą informacją przeprosiłem wszystkich, udałem się do swojego gabinetu 

i cały rozpromieniony rozsiadłem się wygodnie w swoim fotelu angażując się

w ciepły, apetyczny posiłek.

To była sobota - 14 lipca.

Mój pacjent już miesiąc się nie budził.

Zastanawiałem się czy na pewno dobrze zmieszałem ze sobą składniki.

Rozmyślenia przerwała mi moja współpracowniczka, 

która jak oparzona wbiegła do gabinetu.

- Obudził się ! Wszystkie parametry w normie !

- To wspaniała wiadomość ! Muszę jak najszybciej z nim porozmawiać !

Pełen fascynacji doktor ubrał swój fartuch i z rozpędem wkroczył na salę.

Dziś się obudziłem. Niebo było bezchmurne, a dzień pełen słońca.

Zdałem sobie sprawę z tego gdzie jestem,

ale nadal nie mogłem pogodzić się z tym, co się stało.

Mimo to postanowiłem dochować przyrzeczenia jakie złożyłem rodzicom.

Mamo ! Tato ! Bądźcie pewni, że będę silny !

Z pasją zacisnąłem pięści.

Moją zadumę przerwał głos doktora.

- Widzę, że już się obudziłeś.

- Tja.

- Jak się czujesz ?

- Bez rewelacji.

- Miałeś wielkie szczęście.

- Już pan to mówił.

W moim głosie zdało się wyczuć lekkie zdenerwowanie.

- Niech pan mi lepiej powie dokąd zmierza !

- Ta strzykawka, którą miałeś przy sobie...

Doktor ze smutkiem spuścił głowę.

- Co ?! Moja strzykawka ?! Gdzie ona jest ?!

Dostrzegając przejęcie w moim głosie doktor podniósł głowę

i przesłał mi przyjazny uśmiech.

- Spokojnie ... jest tutaj.

Kątem oka dojrzałem jak lekarz sięga ręką do kieszeni fartucha 

i wyciąga z niej pustą, poplamioną strzykawkę.

- Tak ! To ona ! Dziękuję, że pan ją dla mnie zachował !

Pełen euforii pochwyciłem przedmiot w rękę.

- Nie ma za co ! Wiedziałem, że miała dla ciebie wielką wartość.

- Tak ! Ogromną !

Przez moje ciało przemawiała pasja.

Moja radość nie trwała jednak długo.

Uświadamiając sobie, że moja jedyna szansa

na przeżycie odeszła w zapomnienie wyraźnie posmutniałem.

- Co się stało ?

Przez głos doktora przemawiała wyraźna troska.

- Ta strzykawka ...

Zacisnąłem przedmiot w pięści.

- Była moją jedyną szansą na ratunek.

- Nie martw się ! Zduplikowałem ją !

- Co to znaczy ?

- Uratowałem i dwukrotnie pomnożyłem jej zawartość.

Słowa te wywołały u mnie wzruszenie

jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłem.

- Tak bardzo panu dziękuję !

Pełen radości rzuciłem się lekarzowi na szyję.

Nagle moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa.

Zacząłem okropnie kaszleć . 

Niedługo po tym wstąpiły we mnie duszności.

Nie mogę znowu zasnąć ! Muszę to zwalczyć i iść dalej !

Wtem moje pełne desperacji przemyślenia przerwało ukłucie igły.

Parę chwil później poczułem odprężenie.

Doktor pochwycił mnie i położył na łóżku.

Jednak ja wcale nie miałem zamiaru odpoczywać.

Wiedziałem, że nadszedł najwyższy czas, 

aby opuścić ten oddział.

Ostrożnie usiadłem na łóżku, przeciągając się.

Po kilku minutach zastanowienia odpiąłem od siebie wszystkie urządzenia monitorujące

i gdy miałem już wstać zauważył mnie doktor.

- Co ty najlepszego wyprawiasz ?!

- Wychodzę stąd.

Mój głos wypełniała bezżywotność.

- Nie możesz ! Jesteś poważnie chory !

- Wiem o tym... jednakże nic innego mi już nie pozostało.

Słysząc to, doktor zniżył swój ton, podszedł do mnie i złapał za rękę.

- Zostań proszę.

- Bardzo bym chciał, ale nie mogę.

Mój głos wypełniało ziarno przymusu, a duszę przygniatał nieznany dotąd ciężar.

Popatrzyłem doktorowi prosto w oczy. Dojrzawszy moje roztargnienie wstał i odwrócił się.

- Rozumiem. Skoro taka jest twoja wola, to nie będę cię zatrzymywał. Zaraz przyniosę wypis.

Moje myśli przepełniała euforia i wyrazy najszczerszego współczucia dla wszystkich tych,

którzy obdarzyli mnie opieką. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.

Przecież nic mnie tutaj nie trzymało, ale jednocześnie ...

Dojrzawszy doktora na horyzoncie urwałem swoje myśli.

Kątem oka dostrzegłem stelarz, na którym spoczywała kartka papieru.

Lekarz podszedł do mnie, podał długopis i nachylił w nadziei,

że jeszcze zdołam zmienić zdanie.

Jednak ja wiedziałem na czym stoję.

Widząc to mężczyzna postanowił pomóc mi w ucieczce ze szpitala.

- Proszę. Podpisz się tutaj. W prawym dolnym rogu.

Wiedziałem, że muszę odejść, ale jakieś dziwne uczucie niepokoju wypełniało moje wnętrze.

- To wszystko ?

Moją twarz wypełniało niewzruszenie.

- Tak.

Czułem się potwornie widząc doktora z trudem sięgającego po wypełniony skrawek papieru.

Nie mogłem pozwolić by to rozstanie go zniszczyło.

- Doktorze ?

- Tak  ?

- Czy mógłby pan tu podejść ?

- Oczywiście.

Kiedy doktor zbliżył się, wstałem i utuliłem go serdecznie mówiąc : '' Kocham Cię ''.

Zawsze chciałem to powiedzieć, ale nigdy nie miałem na to okazji.

- Do widzenia doktorze !

Z wyrazem szczęścia na twarzy opuściłem szpitalny oddział

i pełen wewnętrznej dumy wyszedłem na zewnątrz.

Doktor, otrząsnąłwszy się ze szoku złapał mnie przed wejściem.

To było dla mnie nie lada zaskoczeniem.

Czego on jeszcze mógł ode mnie chcieć ?

- Hej ! Zaczekaj chwilkę !

Wyczerpany doktor podparł się mojego ramienia.

- Czy coś się stało ?

- Nie... Tylko...

Wiedziałem, że sytuacja jest poważna.

W oczach doktora mieniło się bowiem ogromne poświęcenie.

- Zapomniałeś swoich strzykawek !

Słowa te wprawiły mnie w osłupienie.

Zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem.

- Bardzo przepraszam za kłopot panie doktorze.

- Nic nie szkodzi.

Doktor podał mi mały ciemno-zielony plecaczek z czerwono-czarną literką ''G'' na przodzie.

- Proszę. Teraz już jesteś gotowy do drogi.

- Tak. Dziękuję.

- Nie ma za co ! Życzę ci powodzenia w podróży.

Zatwierdzony w swojej decyzji zacząłem powoli oddalać się od ośrodka.

- Uważaj na siebie ! Te tereny kryją w sobie wiele niebezpieczeństw.

- Bez obaw ! Ze wszystkim sobie poradzę ! Jeszcze raz dziękuję panu za wszystko

i mam szczerą nadzieję, że spotkamy się ponownie !

- Tak. Ja także...

Doktor pomachał mi na pożegnanie, a ja z wzajemnością powtórzyłem ten gest.

Nie tracąc chwili wyruszyłem na poszukiwanie miejsca, które mógłbym nazwać domem.

Tak wędrowałem i wędrowałem. W pewnym momencie usłyszałem coś, co mnie zaintrygowało.

Naprzeciw mnie rozciągał się mroczny budynek otoczony dziurawym ogrodzeniem.

Z jego wnętrza dobiegały czyjeś przeraźliwe krzyki.

Wzbudzały one we mnie strach i jednoczesną ciekawość.

Z trudem przełknąłem ślinę, minąłem ogrodzenie

i wkroczyłem do pomieszczenia przypominającego centrum kontroli lotów.

Moją uwagę przykłuły trzy roboty stojące w szeregu za masywną, przeźroczystą szybą.

Kątem oka dojrzałem ekran, w którym widniały umęczone twarze dwójki chłopców z mojego rocznika.

(5 klasa podstawówki, a tymi ofiarami byli najprawdopodobniej Yagami Taichi i Ishida Yamato z pierwszego sezonu Digimon Adventure)

- Gdzie ja jestem ?

Nim się spostrzegłem, tajemniczy, postawny mężczyzna

o czarnych jak węgiel włosach pochwycił mnie za ramię.

- Nie powinieneś tu być !

Jego głos wywołał u mnie dogłebne przerażenie.

- Hugo. Daj mu spokój !

- Ale, szefie !

- Żadnych ale ! Przyda nam się dosatkowy królik doświadczalny.

- Tak, panie ...

Wyczułem rezygnację w głosie mężczyzny. 

Pojąłem wtenczas, że nie mogą mieć złych zamiarów.

Położyłem prawą dłoń na piersi i odetchnąłem z ulgą.

W ten sposób odzyskałem znaczną część utraconego spokoju.

Niedługo po tym otworzyłem oczy i podeszłem do tajemniczego panelu sterowania.

Na średnich rozmiarów ekranie nadal męczyli się uczestnicy eksperymentu.

Ich oczy wyglądały jakby miały zaraz wypaść,

kończyny poruszały się chaotycznie, zupełnie jak w egzorcyzmie,

a centralne narządy wewnętrzne były odsłonięte i sprężone niczym dmuchane baloniki.

Miałem wrażenie, że zaraz wybuchną od nadmiaru wchłanianej energii.

To była dla mnie nowość, rozrywka, której szukałem.

Z przejęciem patrzyłem na ekran, nie mogąc doczekać się wielkiego finału.

Starszy mężczyzna, dostrzegając moje zainteresowanie przesłał mi przyjazny uśmiech.

Przyznam, że był on troszeczkę dziwny. Jednak nie miałem czasu, by zwracać na niego większą uwagę.

- Widzę chłopcze, że polubiłeś moje spektakle.

Zapatrzony w przebieg akcji instynktownie przytaknąłem na jego słowa.

Z minuty na minutę sytuacja stawała się coraz poważniejsza.

Słyszałem przerażenie w głosie pomocnika.

- O nie ! Ich narządy zaraz eksplodują !

Obydwaj chłopcy zdawali się przenikać swoimi stanami wrota do świata umarłych,

za którymi kryło się ich wieczne potępienie.

Moje oczy z ciekawości przykleiły się do telewizora.

Staruszek bez emocji przesunął dźwignię o stopień do tyłu,

licząc na coś więcej, jednak jego nadzieje spełzły na niczym.

- Zawiodłem się na was ! Gdzie się podziała siła, którą się tak chwaliliście ?!

- Szefie ! Tracimy ich ! Proszę natychmiast wyłączyć maszynę !

- Nie gorączkuj się tak. Ze wszystkim zdążymy.

Staruszek ani przez chwilę nie stracił swojego stoickiego spokoju.

Z nadmiaru emocji mój oddech stał się nieregularny, a ciało ogarnęła nieludzka potliwość.

Wtem pomocnik nacisnął jakiś guzik.

Jakby znikąd pojawiły się potężne, mechaniczne macki,

które pochwyciły spadających i ułożyły na łóżkach,

przy których stali już gotowi do drogi lekarze.

Byłem zachwycony tym, co zobaczyłem.

Po głowie krążyły mi wyrazy wszelkiego podziwu.

W pewnym momencie dojrzałem jak staruszek odwraca głowę w moją stronę.

- Może chciałbyś spróbować ?

Słowa te wywołały u mnie nie lada poruszenie.

Przytaknąłem na nie z pasją. W każdej chwili byłem gotowy do działania.

- Czemu nie. Co mam zrobić ?

- Nic szczególnego. Wystarczy tylko, że wybierzesz robota i przeniesiesz się do przestrzeni eksperymentalnej.

- Dobrze !

Moja fascynacja sięgneła zenitu.

- Przepraszam. Gdzież się podziały moje maniery ?

Nazywam się Henry. A to jest Hugon, mój pomocnik.

Staruszek z impetem pochwycił swojego towarzysza za ramiona.

- Bardzo miło mi was poznać !

- Nam też jest niezmiernie miło.

Staruszek trącił swojego pomagiera w ramię.

- Tak. Tak. W rzeczy samej.

- A tak właściwie to jak masz na imię ?

- Ja ?

- Tak, ty.

- Ja ... nazywam się,  Oskar.

Przez mój głos przemawiała połowiczna nieśmiałość.

- Oskar ?

Na twarzach mężczyzn jawiło się spore zdziwienie.

- Tak.

- Coś czuję, że będziesz naszą przepustką do sukcesu.

W tonie głosu naukowca zdało się wyczuć ziarno komizmu.

- No to na co czekasz ? Wybieraj i wskakuj !

Już miałem wykonać to polecenie, ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie o nieczekającej zwłoki sytuacji.

- Przepraszam ...

Moją twarz objął wstydliwy kaprys.

- Tak ?

Wyczułem wybicie z rytmu w zachowaniu naukowca.

- Gdzie jest toaleta ?

- Czwarte piętro i drugie drzwi po lewej.

Pomocnik wskazał na windę.

- Dziękuję.

- Nie ma za co.

Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.

Będąc w toalecie postanowiłem w pierwszej kolejności zaspokoić swoje potrzeby fizjologiczne.

Dziesięć minut później byłem już zwarty i gotowy do działania.

Pospiesznie ubrałem się, umyłem ręce i wytarłem je wiszącym na ścianie ręcznikiem.

Niedługo po tym podałem sobie zastrzyk, a pustą strzykawkę wyrzuciłem do kosza na śmieci.

Prywatność przede wszystkim. Następnie pełen motywacji wykonałem serię pojedyńczych wdechów.

Pięć minut później wsiadłem do windy. Po przebyciu trzech pięter wkroczyłem do pomieszczenia kontrolnego.

Przepełniony ciekawością podbiegłem do strefy wyborczej.

Wziąłem głęboki oddech i z dumą począłem oglądać pojawiające się na ekranie roboty.

Wtem ujrzałem okaz, który od razu przypadł mi do gustu.

- Wybieram tego !

- Doskonale ! Eva 2485 ! Wszyscy tutaj zwiemy ją Gainaxem,

bezdusznym potworem miażdżącym potencjał każdej żywej istoty.

Uwierz mi. To zaszczyt posiąść takiego partnera

Na twarzy doktorka mieniło się zamyślenie połączone z błogą rozkoszą.

- A potem umrzeć, poćwiartowany nieograniczoną energią, wypływającą z jego nuklearnego potencjału.

Byłem tak podekscytowany, że moje uszy nie były w stanie wychwycić ani słowa prócz imienia mojego partnera.

- Gainax ?! Wow ! Brzmi nieźle !

Migiem zjechałem windą do przestrzeni eksperymentalnej, w której mieścił się robot.

- Już jestem !

Przepełniony energią pomachałem zajętym przy panelu sterowania naukowcom.

- Jesteś gotowy ?

- Tak. Jak jeszcze nigdy dotąd !

Moja ekscytacja sięgnęła szczytu.

- Nie ruszaj się.

- Dobrze.

Wtem jakaś nieznana energia wciągnęła mnie do wnętrza maszyny.

Zaniepokoiłem się. Przestrzeń wokół mnie rozbłysła, 

a dookoła pojawiły się fioletowe kule otoczone białymi liniami.

Byłem zachwycony ich pięknem. Nagle poczułem nieznany ucisk w piersiach.

Dostrzegłem masywne, ruro podobne przedmioty przebijające się przez moje ciało.

Serce waliło mi jak oszalałe. Usłyszałem dźwięki rozruchu.

Oczy robota zaświeciły się, a przez moje ciało zaczęła przepływać tajemnicza energia.

Przeszyło mnie wtenczas straszliwe uczucie. 

Było ono tak silne, że zacząłem wiercić się niczym opętany.

Z każdą minutą było coraz gorzej. Miałem wrażenie, że zaraz eksploduję.

Zupełnie tak, jakby jakaś niewidzialna ręka ściskała mnie w swoich objęciach.

Wrzeszczałem z bólu, ale nikt tego nie zauważał.

Myślałem, że zaraz zemdleję.

Świadomość, że znikąd nie otrzymam pomocy dodawała mi sił.

Nie mogłem się poddać ! To byłby koniec wszystkiego, w co wierzyłem.

Wydałem z siebie desperacki okrzyk.

Moja kondycja nie ulegała jednak żadnej poprawie.

Mimo to poczułem w sobie jakąś zmianę.

Pełen udręki zrozumiałem, że ciało robota się poruszyło.

Zewsząd wypełniała mnie wewnętrzna duma.

Widziałem podziw w oczach Henrego i Hugona.

Jednak nawet i on nie był w stanie pomóc mi w utrzymaniu wewnętrznej równowagi.

Pragnąłem spełnić ich oczekiwania, niestety świat zaczął wirować mi przed oczami.

Moje serce zaczęło zwalniać i pęcznieć, a oczy stawały się niezdolne do prawidłowego widzenia.

Nie miałem pojęcia, co teraz ze mną będzie.

Wołałem, błagałem o pomoc. Nim się zorientowałem zemdlałem, 

a moje czynności życiowe zaczęły drastycznie spadać.

Myślałem, że to już mój koniec. Wypełnił mnie wewnętrzny żal i głęboka rozpacz.

Mamo, tato. Tak mi przykro. Nie zdołałem dotrzymać naszej obietnicy.

Kiedy tak tkwiłem w białym świetle, rozmyślałem o życiu, które przeminęło tuż przed moimi oczyma.

Nagły ucisk w klatce piersiowej wybudził mnie z transu.

Nie byłem jednak ani w szpitalu, ani na żadnym innym oddziale.

Nadal tkwiłem we wnętrzu robota !

Wprost nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście.

- Ja... przeżyłem ?

Pełen dezorientacji spojrzałem na spuchnięte od energii ręce.

Nie wiedzieć kiedy ogarnęły mnie potworne duszności.

Były one o wiele potężniejsze od tych poprzednich.

Wiedziałem, że muszę jak najszybciej zerwać swoje połączenie z Gainaxem.

- Błagam was... wyłączcie to proszę... już dłużej tego nie wytrzymam.

- Szefie ! Może powinniśmy...

- Nie. Poczekajmy, co się stanie.

Byłem pewien, że Hugon z całego serca chciał mi pomóc, jednak bez zgody swojego szefa nie mógł nic zrobić.

- Tracimy go !

Przez głos pomocnika przemawiała panika.

Przepełniony wrażliwością próbował wyegzekwować dla mnie chociażby cień miłosierdzia, lecz bezskutecznie.

Ich potyczka dłużyła się bez końca.

Tymczasem ja czułem się coraz gorzej.

Chwiałem się z boku na bok niczym pijany, pozbawiony marzeń artysta.

Nie chciałem umierać, ale z każdą sekundą mój oddech stawał się płytszy i wolniejszy od poprzedniego.

W moim sercu znowu pojawiło się szaleństwo, wywołane niedoborem tlenu.

Zacząłem dyszeć jak po przebiegnięciu 10 km. w samym środku zimy.

Wtem poczułem jak coś wypycha mnie ze strefy kontroli.

Skonfrontowany z rzeczywistością osunąłem się i zemdlałem.

Kiedy się obudziłem byłem na szpitalnym łóżku.

Tak mi się przynajmniej wydawało.

- Gdzie... ja jestem ?

Mój umysł wypełniała masa pytań, a ciało odmawiało posłuszeństwa.

Moje oczy bezwiednie krążyły po suficie w poszukiwaniu znajomych kształtów,

lecz nie natrafiły na nic, co mogłoby tak właśnie wyglądać.

Wtem potężny wstrząs przeszedł przez moje ciało.

Miałem wrażenie, że mój oddech zatrzymał się, 

aby z chwilą śmierci powrócić do działania.

Zerwałem się z łóżka i złapałem za pierś.

Odgłosy sapania wypełniły każdy zakątek pomieszczenia.

Usłyszałem czyjeś kroki, więc wykonałem kilka uspokajających wdechów,

cały czas mając przed sobą obraz moich rodziców,

pokładających we mnie swoje nadzieje.

Drzwi poruszyły się.

Przełknąłem ślinę ze zdenerwowania, a na mojej twarzy pojawiło się niewzruszenie.

Musiałem utrzymać je za wszelką cenę.

Od tego zależało moje przyszłe życie.

Do pomieszczenia dumnym krokiem wkroczył Henry,

a tuż za nim zakłopotany Hugon.

Naukowiec stanął przede mną, założył ręce do tyłu, a na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech.

- Wiesz, co się właśnie stało ?

Bezwiednie położyłem rękę na czole próbując sobie coś przypomnieć,

jednak nic nie przychodziło mi do głowy.

- Niestety nie.

Staruszek z energią złapał mnie za ramiona i wybuchł swoją nadpobudliwością.

- Gainax obdarzył cię swoim błogosławieństwem !

Moją twarz wypełniło dogłębne zaskoczenie.

- Ale.. jak to ?

Staruszek odsunął się, wyprostował, po czym w zadumie zaczął tarmosić swoje wąsy.

- Twoje życie wisiało na włosku, a wtedy... wkroczył Gainax i cię uratował !

W głosie mężczyzny buzowała coraz większa pasja.

- Samoczynnie odłączył zasilanie, wyjął cię z komory eksperymentalnej, przeniknął tułowiem do pokoju sterowania

i poprosił, abyśmy się tobą zaopiekowali !

Byłem zmieszany, ale jednocześnie wdzięczny zaszłym wydarzeniom.

Czułem, że w końcu odnalazłem swoje prawdziwe powołanie i miejsce, do którego należę.

- To dobrze.

Mój głos wypełniała wewnętrzna duma i radość z powodzenia misji.

Wtem poczułem wyraźny ucisk w piersi.

Mimo to na mojej twarzy nadal kryło się niewzruszenie,

spotęgowane fałszywym uśmiechem.

- Przepraszam... czy mógłbym iść do toalety ?

- Tak. Tak. Oczywiście.

Kiedy się podnosiłem Hugon zaoferował mi swoją pomoc.

Nie mogłem mu odmówić.

Gdy dotarliśmy na miejsce pomocnik odwrócił się,

a ja skorzystałem z wiszącego na ścianie pilsuaru.

Odetchnąłem z wyraźną ulgą, umyłem ręce, 

po czym poprosiłem Hugona, aby na chwilę wyszedł.

Mężczyzna zgodził się i wzruszywszy ramionami opuścił łazienkę.

Czułem, że wewnętrzna ciekawość weźmie w nim górę, ale nie mogłem już znieść trawiącego mnie cierpienia.

Musiałem dać sobie w żyłę, inaczej nie dożyłbym kolejnych minut.

Instynktownie rozejrzałem się w obie strony, 

po czym podałem sobie zastrzyk.

Słyszałem zaskoczenie w głosie Hugona, któremu i tak nie zdołałbym już zapobiec.

Miałem do wyboru życie albo śmierć.

Porażka nie wchodziła w grę !

Pełem ulgi wyrzuciłem wszelkie nieczystości do kosza na śmieci.

Miałem już wychodzić, gdy nagle usłyszałem nieciekawą rozmowę Hugona z naukowcem.

- Mówię ci, to jakiś narkoman !

Pomocnik sprawiał wrażenie przewrażliwionego.

- Narkoman, powiadasz ?

Przez głos staruszka przemawiało niedowierzanie.

- Tak ! Widziałem to na własne oczy !

Pomocnik z mocą zaczął wymachiwać rękami.

- To bardzo dziwne... wręcz niepojęte.

Na twarzy naukowca jawiło się zamyślenie.

- O tym właśnie mówiłem !

Mężczyzna ani na chwilę nie ustępował w swoich oskarżeniach.

- Skoro tak, to dlaczego nie został odrzucony przez jego system nerwowy ?

Twarz staruszka wypełniło filozoficzne zastygnięcie.

Byłem rozkojarzony całą tą sytuacją.

Odwróciłem się i pełnym nerwów krokiem podeszłem do pobliskiej umywalki.

Przepełniony mieszanymi uczuciami odkręciłem kran i obmyłem twarz.

Czy ja naprawdę jestem narkomanem ?

Moje rozmyślania otaczała desperacja.

Wtem do pomieszczenia wkroczył Hugon, w towarzystwie Henrego.

- Widzę, że już skończyłeś swoją toaletę.

Chciałem odpowiedzieć, lecz moje usta nie były w stanie się otworzyć.

Pragnienie zemsty i niezrozumienie wypełniało mnie od stóp do głów.

I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu byłem kimś wyjątkowym.

Nie mogłem tego tak zostawić.

Doktorek podszedł do mnie i złapał za ramiona.

- Czy coś się stało ?

Jego głos wzbudził we mnie ciarki i spowił twarz przyprawiającym o grozę klimatem.

Byłem pewien, że muszę stamtąd uciekać. Tylko jak ?

Nagle głowę przeszył mi genialny pomysł.

Gainax z pewnością mi pomoże !

Przepełniony determinacją ominąłem Henrego i Hugona, wróciłem do sali,

w której się obudziłem, założyłem plecak i popędziłem co sił do przestrzeni eksperymentalnej.

- Witaj Gainaxie !

Mój ton wypełniała dozgonna szczęśliwość.

- Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.

Z miłością utuliłem jedną z nóg robota.

Jego oczy zabłysnęły. Wtedy usłyszałem dźwięki rozruchu.

Byłem taki szczęśliwy. 

Pełen pozytywnej energii zająłem miejsce w centrum pomieszczenia.

Wtem jakaś nieznana siła wciągnęła mnie do wnętrza maszyny.

Nim zająłem miejsce w strefie kontroli zdjąłem plecak, 

usiadłem i ułożywszy rękę na piersi odetchnąłem z wyraźną ulgą.

Niedługo po tym położyłem się, wprost emanując swoim szczęściem.

Wtem pomieszczenie wypełnił nieznany męski głos.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale... co zamierzasz zrobić ?

Wstałem i z nienawiścią zacisnąłem dłoń na swojej piersi.

- Uciec jak najdalej od tego przeklętego miejsca !

Mój głos załamywał się w masywnych monumentach przestrzennych.

- W porządku. Pomogę ci.

Byłem taki wdzięczny. Emocje dosłownie rozpierały całe moje ciało.

Nagle odczułem w sobie bolesne ukłucie.

Upadłem na kolana, chwytając się za pierś.

Odgłos sapania wypełnił wnętrze kabiny.

Tymczasem Hugon i Henry desperacko próbowali dowiedzieć się,

co jest grane, ale ich wysiłki nie dawały najmniejszych efektów.

- Gainax blokuje nam strefę kontroli ! Cholera ! Dlaczego teraz ?

Staruszek zaczął ze złością walić w pobliski panel sterowania.

- Co się dzieje ?

Pomocnik z przejęciem wpatrywał się w pełen zakłóceń ekran.

W tym czasie Oskar był już u kresu sił.

Z każdą chwilą jego płuca coraz bardziej odmawiały mu posłuszeństwa,

a przez jego gardło zaczął przemawiać przejmujący kaszel.

- Powietrza ! Powietrza !

Chłopak myślał, że to już jego koniec.

Robot nie miał pojęcia, co powinien zrobić.

W pewnym momencie zdecydował się na szalony krok.

Wprowadził swoje mechaniczne macki do wnętrza kabiny

i umieścił chłopca w strefie kontroli.

Przepełniony determinacją zaczął pompować energię do wnętrza jego ciała.

- Niedobrze ! To nie działa !

Robot był wstrząśnięty swoją bezradnością.

Oddech chłopaka wypełniło skrajne wyczerpanie.

- Strzy-kaw-ka...

Robot poczuł wstrząs na całym swoim ciele.

Naprędce przysłał swoje macki, otworzył plecak

i wyjąwszy z niego tajemniczy przedmiot bez wahania wstrzyknął jego zawartość chłopcu.

Zaraz po tym jego mięśnie uległy znacznemu rozluźnieniu,

a pełna cierpienia twarz znowu nabrała rumieńców.

Dla pewności wykonał kilka głębokich wdechów

i położywszy dłoń na piersi odetchnął z głęboką ulgą.

Uspokojony robot wyjął go ze strefy kontroli i położył na przodzie kabiny, aby wypoczął.

Następnego dnia obudziłem się. Żadna z moich kończyn nie była zdolna do rozruchu,

a gardło ogarniał palący żar.

- Dziękuję ci przyjacielu.

Mój głos wypełniała niezmierna wdzięczność.

- Nic nie mów. Musisz teraz wypoczywać.

Moją twarz rozpromienił radosny uśmiech.

Byłem dumny z tego, że po raz kolejny stałem się dla kogoś ważny.

Nie mogłem bezczynnie leżeć i czekać aż tych dwóch wariatów włamie się do systemu.

Musiałem działać. Nikt nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie.

Co do tego nie miałem żadnych wątpliwości.

Ostrożnie wstałem podpierając się ściany i choć ból w mojej piersi stawał się nie do zniesienia,

to ja nadal uparcie brnąłem przed siebie.

Przepełniony zawirowaniem w głowie podążyłem w stronę strefy kontroli.

W pół drogi natknąłem się na nieznany opór.

Upadłem na kolana i pogrążyłem się w bezradności.

- Dlaczego... dlaczego zawsze tak jest ? Chciałem tylko chociaż ten jeden raz 

zaznać prawdziwego szczęścia. Czy to tak wiele ?

Robot był zmieszany całą tą sytuacją, ale nie mógł pozwolić by rozpacz Oskara go zniszczyła.

Powietrze wypełnił odgłos nieprzeciętnego sapania.

- Dobrze. Skoro taka jest twoja wola, to nie będę cię zatrzymywał.

Poczułem jak maszyna cofa macki.

- Dziękuję ci.

Mój głos przepełniała dozgonna wdzięczność.

Nie tracąc chwili zająłem miejsce w strefie kontroli.

Wiedziałem, że robot podzielał mój ból.

Czułem to w każdej części swojego ciała.

Wydałem z siebie donośny okrzyk, po czym z impetem ruszyłem przed siebie.

Zauważając mały uskok w bocznej ścianie budynku skierowałem ku niej swoje uderzenie.

Przeszkoda uległa rozproszeniu, a wielki świat stanął przede mną otworem.

Bez zastanowienia wyszedłem na zewnątrz i zacząłem uciekać

byleby jak najdalej od tego koszmarnego miejsca.

500 metrów dalej, naprzeciwko, tuż w zasięgu mojego wzroku rozciągała się piękna polanka 

z mnóstwem kwiatów i polnych zwierzątek.

Uśmiechnąłem się na jej widok.

Nagle poczułem potężny ucisk w piersi.

Wiedziałem, że muszę jak najszybciej opuścić strefę kontroli.

Ból był tak przejmujący, że Gainax upadł na kolana i złapał się za pierś,

na której pojawiły się narastające ładunki elektromagnetyczne.

Puls głośniał mi w uszach.

Czułem, że ani on ani ja nie zdołamy utrzymać już dłużej takiego napięcia.

Zdecydowanym ruchem odłączyłem od siebie tajemnicze urządzenia pompujące energię do mojego ciała.

Niedługo po tym zemdlałem, a pozbawiony sił robot poczynił tak samo.

Obudziłem się następnego dnia rano. Żadna z moich kończyn nie była zdolna do rozruchu.

Z trudem podniosłem głowę, próbując odzyskać stracone poczucie rzeczywistości.

Niestety moje starania nie przyniosły oczekiwanego skutku.

Poczułem się jeszcze gorzej niż wcześniej.

Moje ciało opanowały przejmujące drgawki.

Niezwłocznie wyciągnąłem z plecaka jedną ze strzykawek i podałem sobie jej zawartość.

Zaraz po tym moje siły powróciły.

Odetchnąwszy z ulgą zacząłem nawoływać swojego przyjaciela.

- Gainaxie ! Gainaxie !

Odbiorca zaskrzypiał, budząc się.

- Ahh. Co to było ?

Robot złapał się za głowę przechodząc do pół siadu.

- Udało się nam !

Chłopak zaczął z energią biegać po wnętrzu komory eksperymentalnej.

Po pięciu minutach zatrzymał się, siadając energicznie na podłożu

i obejmując swojego towarzysza przyjaznym uśmiechem,

połączonym z głębokim wzdychnięciem.

Gainax niestety nie podzielał jego radości.

Nadmiar energii poważnie uszkodził jego system nerwowy.

Potrzebował tygodni, kto wie, a może i nawet miesięcy na jego rekonfigurację.

Przez jego umysł przechodziły coraz większe obawy.

On mógł przeżyć lata bez jedzenia, przeciwnie do swojego towarzysza.

Robot czuł, co się święci. Nie chciał opuszczać swojego partnera, 

gdyż był on pierwszym człowiekiem, który przeżył i obdarzył go wrażliwością.

Pozostali, nawet jeśli zostawali ocaleni, na wieki przeklinali jego imię.

Próbowali nawet z pomocą licznych narzędzi zniszczyć ukryte w jego wnętrzu przewody.

Na szczęście im się to nie udało i Gainax mógł doświadczyć tego, 

na co od dawna zasługiwał - prawdziwej miłości i zrozumienia.

Teraz kiedy odnalazł upragnione wartości nie mógł sobie pozwolić na żaden nieprzemyślany ruch.

Czując otaczający go ogrom bezsilności wzdychnął głęboko.

W tym czasie Oskar zapragnął dalszej wędrówki.

- No to gdzie teraz wyruszamy ?

Robot zasmucił się.

- Nigdzie.

Jego głos wypełniała bezżywotność.

Partner wczuł się w jego sytuację.

- Czy coś się stało ?

W jego głosie emanowała troska.

- Mój system nerwowy jest poważnie uszkodzony.

Na tę wieść chłopak wyraźnie posmutniał.

- To wszystko moja wina.

Oskar ze złością zacisnął pięści.

Robot zaniemiał.

Z jednej strony jego przyjaciel miał rację, a z drugiej ogromnie się mylił.

- Nie martw się. To nie twoja wina. To był wypadek.

Przez ciało odbiorcy przeszedł potężny wstrząs.

- Wy-pa-dek ?

Bolesne wspomnienia powróciły mu do głowy,

wywołując rzewne łzy na całej jego twarzy.

Nadszarpnięty przez emocje upadł na kolana 

i zasłonił swoje oblicze dłońmi.

- Ty bezużyteczna kupo złomu ! - zabrał swoje rzeczy, a robot wypuścił go na zewnątrz, odczuwając jego silne emocje. Oskar pobiegł do lasu, usiadł pod drzewem i rozpłakał. Po dwóch godzinach wrócił, oparł się o ciało Gainaxa i nie odezwał ani razu. Cisza ta była gorsza od tysiąca obelg. Gainax postanowił wziąć go do siebie, żeby nie zmarzł. Oskar wyglądał tak, jakby całkowicie stracił wolę życia. Robot przeskanował jego wspomnienia, po czym udał się do szpitala, z którego chłopiec wypisał się na własne życzenie. Na miejscu opowiedział o wszystkim doktorowi Radllerowi, który zdiagnozował u Oskara rodzaj szoku klinicznego, nawet większy jak w dzień ferelnego wypadku. Robot zrozumiał jak bardzo go skrzywdził. Doktor twierdził, że z tego wyjdzie, a sam Oskar co jakiś czas odzyskiwał przytomność, ale szybko mdlał na widok Gainaxa. Dwa miesiące później (18 kwietnia) Oskar obudził się na dobre i poczuł na siłach, aby niepostrzeżenie wymknąć się ze szpitala, lecz kiedy tylko wyszedł na zewnątrz Gainax obudził się i dyskretnie zaczął go śledzić. Oskar wrócił do zakładu, z którego obaj niedawno uciekli i oddał się w ręce dwójki szalonych naukowców - Henrego i Hugona. Gainax z niepokojem przyglądał się rozwojowi wydarzeń. Oskar westchnął i stanął w centrum pomieszczenia eksperymentalnego, gdzie objął we władanie kolejnego z robotów - Spartacusa.  Gainax wściekł się i odwrócił, ale kiedy tylko usłyszał jak Oskar cierpi wpadł do sali i wyciągnął go z opresji i zabrał do swojej komory, gdzie chłopiec odetchnął z wyraźną ulgą.

- Ten twój narkoman jest niezły w te klocki - Henry trącił swojego pomocnika Hugona w ramię. 

W tym czasie w komorze Oskarowi nagle zaczęło brakować tlenu. Gainax przyzwał swoje macki i podał mu lekarstwo, dzięki któremu poczuł się o niebo lepiej. Robot odetchnął, usiadł pod ścianą i zahibernował. Henry i jego pomocnik w żaden sposób nie mogli się dostać do jego wnętrza.

Następnego dnia Oskar obudził się bardziej przybity niż kiedykolwiek.

- Proszę cię. Daj mi spokój. Nie mam już po ci żyć - oświadczył, po czym usiadł z głową w kolanach. Robot nie mógł spokojnie na to patrzeć.

- Weź się w garść ! Doktor o wszystkim mi opowiedział ! Nie możesz teraz się poddać ! - narzucił.

- Co ty wiesz ? Ty przecież nigdy nie miałeś rodziny - odparł. Robot poczuł się tym bardzo dotknięty. Zostawił Oskara na podłodze w sali eksperymentalnej, a sam wyszedł się przewietrzyć. Niedługo po tym przy Oskarze zjawili się naukowcy i zaoferowali mu swoją pomoc, której on stanowczo odmówił. Po 6 godzinach wziął się w garść i wyruszył na poszukiwania Gainaxa, bo zrozumiał, że są dla siebie jak rodzina. On i doktor nieprzerwanie się o niego troszczyli. Westchnął głęboko, pożegnał naukowców i wyruszył w drogę. 

Najpierw poszedł do szpitala, ale robota tam nie było, ale za to był doktor Radller. 

- Co ci odbiło ?! Wszędzie cię szukałem ?! - wypalił ze złością.

- Przepraszam, ale pokłóciłem się z Gainaxem. Czy czasem go tutaj nie było ? - spytał z  cichą nadzieją.  

- O czym ty mówisz ?! Poszczułeś go jak psa, a teraz chcesz odszukać ? - krzyknął na co Oskar rozpłakał się. Doktor przeprosił go, zapewnił że nie chciał żeby tak wyszło, po czym przytulił do siebie. 

- Nic się nie stało. Długo o tym myślałem i chciałbym prosić, żeby został Pan moim tatusiem. - odparł, po czym spojrzał na niego maślanymi oczkami. - Wiem, że to będzie trudne, ale i tak spróbuję. Kocham cię tatusiu. - dodał, po czym stracił przytomność. Doktor położył go na łóżku i poszedł się przewietrzyć. Wrócił dwie godziny później, akurat wtedy kiedy Oskar się już obudził. 

- Przykro mi, że tyle czekałeś - oznajmił.

- Nic nie szkodzi - odparł mu z uśmiechem.

- Witaj w domu, synku. - lekarz rozpostarł ręce.

- Tatuś ! - Oskar wskoczył mu w ramiona, na co on przytulił go i uśmiechnął się.

- W porządku. Muszę iść na obchód. Poradzisz sobie ?

- Tak ! - wypalił, na co doktor uśmiechnął się i wyszedł.

Nagle  płuca chłopca zacisnęły się, a serce spęczniało. - Gainax. - złapał się za pierś i wolnym krokiem zmierzył na polankę, gdzie ostatnio się pokłócili ze sobą. Na miejscu zobaczył zarośniętego mchem robota i zapukał w jego zbroję. Wydawało mu się, że oczy Gainaxa zabłysnęły i zgasły, więc postanowił spróbować się z nim skontaktować.

- Wiem, że mnie słyszysz. Proszę. Nie gniewaj się, ale to był dla mnie bardzo delikatny temat. Nie mogłem zareagować inaczej. Mój tatuś ... - urwał nagle, a robotowi skoczyło ciśnienie.

- Znalazłeś ojca ? No to gratki. Jeśli to wszystko to odejdź - dodał ozięble. 

- Przepraszam. Proszę. Wpuść mnie do środka 

- Nie ma mowy ! - robot odwrócił głowę i założył ręce, a płuca Oskara zacisnęły się. 

- Proszę cię - wyszeptał zdyszany.

- Daj spokój. I tak mnie nie przekonasz - zapierał się, ale kiedy tylko Oskar stracił przytomność robot zabrał go do siebie i podał mu zastrzyk. Po 4 godzinach chłopak oprzytomniał, a robot zgotował mu równie chłodne powitanie, co przed omdleniem. 

- Myślalem, że już nigdy się nie obudzisz. Zabieraj swoje rzeczy i spadaj. - jego oschłość z impetem przecięła powietrze. 

- W porządku. I tak nie liczyłem, że mi wybaczysz. Głupie słowa pochłonęły nie tylko moich rodziców, ale też i przyjaciół. Cieszę się, że chociaż doktor Radller zgodził się, żebym został jego synem. Ach. No cóż. Żegnaj przyjacielu. - Oskar zjechał otworzonym przez niego włazem i wrócił do szpitala, gdzie czekał już na niego jego wściekły ojciec.

- Gdzieś ty się podziewał ?! Chcesz żeby mi cię odebrali ?! - wykrzyczał z wyrzutem.

- Przepraszam. Byłem u Gainaxa. Nie wybaczył mi. - Oskar spuścił głowę.

- Głowa do góry. Widocznie nie był ciebie wart - pocieszał ojciec. - No już. Zmykaj do łóżeczka. To ci dobrze zrobi. - dodał.

Oskar przytaknął , po czym pobiegł do swojej sali, położył na łóżku i zasnął. Wtem szpital zatrząsł się w posadach. Doktor Radller wybiegł na zewnątrz, żeby sprawdzić co się stało, a wtedy zobaczył Gainaxa i wściekł się.

- Co ty tu robisz ?! Jeszcze ci mało ?! Przez ciebie Oskar o mało co nie umarł ! Jak śmiesz wogole tu przychodzić ?!

- Przepraszam - robot spuścił głowę.

- Myślisz, że to załatwia sprawę ? Przesadziłeś ! Dobrze wiedziałeś, co przeżył a mimo to zabawiłeś się nim ! - oskarżył.

- Przepraszam. Już mnie tu nie ma. - Robot przymierzył się do odejścia, a wtedy w otwartym oknie pojawił się Oskar, wyraźnie ucieszony wizyta swojego przyjaciela.

- Gainaxie ?  Czy to naprawdę ty ? Myślałem, że nic dla ciebie nie znaczę ? - Oskar spuścił głowę. Nagle krzyknął, chwycił za pierś, zachwiał i wypadł przez okno. 

- O nie ! - Doktor zasłonił twarz dłońmi. 

- Mam cię ! - Usłyszał chwilę później i otworzył oczy, a wtedy zobaczył jak Gainax bezpiecznie odstawia Oskara na ziemię. Doktor czym prędzej podał mu leki, po których chłopiec zasnął. Mężczyzna odetchnął z ulgą, po czym z wdzięcznością zwrócił się w stronę robota.

- Dziękuję ci Gainaxie. Gdyby nie ty... - spojrzał na niego i wzruszył się.

- Nie ma za co. Nie przeżyłbym, gdyby coś mu się stało. - W oczach robota rozjaśniała największą z sił wszechświata - miłość. 

- Oskar miał rację. Jesteście dla siebie czymś więcej niż przyjaciółmi. Uzupełnianiacie się i jesteście nierozłączni niczym bracia. - Doktor uśmiechnął się, na co Gainax przytaknął, po czym usiadł pod pobliskim drzewem i zahibernował. 


_______________________________________________________


Następnego ranka jak tylko Oskar się obudził, to wyszedł ze szpitala i od razu przyszedł do Gainaxa. - Witaj Gainaxie. Tak się cieszę, że wróciłeś. - Przytulił się do niego. Oczy robota zabłysnęły. Przyzwał macki i umieścił go w komorze eksperymentalnej. - Ja również cię cieszę. Również myślałem, że cię już nigdy więcej nie zobaczę. - Robot spojrzał w niebo. Przed nikim wcześniej nie otworzył się tak jak przed Oskarem. Chłopiec również podzielał względem niego ciepłe uczucia. - Ah. Jestem taki szczęśliwy. Przy tobie wiem, że mogę wszystko. Jesteś dla mnie jak brat, ale tęskno mi do wielkiego świata. Wiem, że życie będzie ciężkie, ale chcę spróbować i poznać innych ludzi. Dopóki będziesz ze mną to nie mam się czego obawiać. Oskar westchnął i zasnął. Robot uczynił to samo. Wyglądało na to, że naprawdę byli sobie przeznaczeni. Po godzinie Oskar obudził się jak po koszmarze. Kasłał, a jego stan pogarszał się z minuty na minutę. Robot przebudził się wraz z nim i bardzo chciał mu pomóc, ale nic już nie pomagało, więc przeniósł go na zewnątrz i zawołał doktora, który w oparciu o objawy zdiagnozował u Oskara zaawansowany zanik mięśni. Gainax nie mógł się z tym pogodzić, więc wziął Oskara i zaniósł do dwójki szalonych naukowców z wcześniej, z nadzieją że oni lepiej zajmą się jego przyjacielem. Po dłuższym badaniu Henry stwierdził, że to wcale nie zanik. Wyjaśnił, że serce chłopca straciło zdolność magazynowania energii, przez co cierpią na tym pozostałe komórki. Hugon zaczerwienił się, bo jak wiemy posądzał chłopca o narkomanię. Henry poszedł do laboratorium, trochę pogrzebał w odczynnikach i stworzył lek doskonały, dzięki któremu Oskar mógłby cały dzień być sprawny. Jedynym problemem było to, że miał postać białego proszku i nie sposób było go odróżnić od towaru, którym handlują dilerzy. Kiedy Oskar tylko się obudził to zażył dokładnie jedną dawkę (1g proszku), po czym westchnął z ulgą i razem z Gainaxem oboje wrócili pod szpital. Doktor ucieszył się na ich widok. Robot postawił Oskara na ziemi, a ten od razu podzielił się z doktorem odkryciem Henrego. Mężczyzna uśmiechnął się, po czym przeprosił chłopca i wrócił do swoich pacjentów. Następnego dnia zgodnie z prośbą Oskara zapisał go do szkoły, a Gainaxa wysłał razem z nim w roli tajnego ochroniarza, który w razie czego będzie czekał na niego w uśpieniu, po mrocznej stronie budynku. Dzięki temu Oskar już nigdy nie był samotny. Jego problemy zaczęły się dopiero wtedy, kiedy obronił Anette przed dręczycielami. - Dziękuję, za ratunek. - odparła i ucałowała go w policzek. - Nie ma za co. - Oskar uśmiechnął się, a ona pobiegła na lekcje. Następnego dnia Oskar stał się nowym celem grupy dręczycieli. Kiedy chcieli go pobić, żeby pokazać mu gdzie jego miejsce, to on dzielnie się przed nimi bronił i odpierał każdy atak. Wkrótce jednak jego świat zapulsowal, a w uszach pojawiło się nieznośne dudnienie. Chłopak zasłonił uszy, uciekł pod drzewo, zażył na szybko swój proszek i zasnął, zupełnie zapominając o tym, że jest ścigany przez dręczycieli. Chłopcy chciało go ubić, a wtedy na miejscu zjawiła się Anette - dziewczyna, która wcześniej uratował. - Zostawcie go w spokoju ! - krzyknęła, po czym wskoczyła przed Oskara i szeroko rozpostarła ramiona. Zadzwonił dzwonek na lekcje. - Masz szczęście, ale jeszcze tu wrócimy - zagroził lider bandy - Brown. Anette nic sobie nie robiła z jego gróźb. Usiadła przy Oskarze i cierpliwie czekała aż się obudzi. Kiedy tylko tak się stało chłopak uklęknął i zwymiotował, wywołując niepokój u Anette. - Co ci jest ? - spytała. - To nic takiego. Nie przejmuj się tym i wracaj do klasy zanim ci kolesie tutaj wrócą. - Ale ! - Nic nie widziałaś ? Rozumiesz ? - odparł stanowczo, a dziewczyna oddaliła się tak jak jej zasugerował. Oskar poszedł do Gainaxa, który umieścił go w swojej kabinie, żeby odpoczął. Kiedy tylko zadzwonił dzwonek na przerwę Anette wybiegła że szkoły i nerwowo wypatrzyła Oskara. Nagle straciła czujność, przez co dopadli ją dręczyciele i zabawili się nią jak laleczką. Dziewczyna krzyknęła na co Oskar obudził się. Bardzo chciał jej pomóc, ale kiedy tylko podniósł głowę, w jego piersi zaczęło go razić niczym piorunem i przygnieciony cierpieniem zrezygnował z prób podniesienia się i na powrót stracił przytomność. Po 20 minutach dręczyciele znudzili się i w końcu puścili Anette do domu. Następnego dnia dziewczyna niepewnie przeszła przez szkolna bramę. Oskar wyszedł zza winkla i rozkazał jej, żeby z nim zerwała. Dziewczyna zgodziła się. Na następnej przerwie okazało się, że Brown wyjechał na dwutygodniowy obóz za dobre sprawowanie (Pchi! Też mi coś!), więc Oskar przeprosił Anette i oboje znowu się zaprzyjaźnili. Następnego dnia na długiej przerwie odłączył się od niej i zakradł na tył szkoły, ale nie przypuszczał że dziewczyna będzie go śledzić. Oskar zwyczajowo usiadł pod murem, wyciągnął z plecaka strzykawkę z fioletowa zawartością, wstrzyknął sobie i zasnął. Anette podeszła do niego, wzięła jego plecak i dokonała inspekcji. Zrozumiała wtenczas, że jest on pełen... Narkotyków ! Jeszcze nigdy nie była czegoś tak pewna jak w tamtej chwili. Pół godziny później Oskar obudził się i był zmieszany jej obecnością. - Anette ? A co ty tutaj robisz ? - spytał - Ja ? Nic. A Ty ? Co to jest ?! - Otworzyła plecak i pokazała mu jego zawartość z wyraźnymi pretensjami. - Oddaj mi to ! - zażądał próbując sięgnąć plecaka, ale dziewczyna odsunęła się. - Za nic ! Dopóki nie dowiem się, co to takiego ! - Nie musisz wiedzieć ! - krzyknął, po czym wstał wspierając się o ścianę, a następnie wyrwał jej swój plecak i na jej oczach spożył 1 g proszku, dokładnie tyle ile zalecił mu Henry, a następnie odetchnął z wyraźną ulgą. Juz miał zawołać do siebie Gainaxa, ale nie mógł tego zrobić przy Anette, więc postanowił powiedzieć jej cokolwiek, byleby tylko się od niego odczepiła. - Tak. Masz rację. To narkotyki. A teraz zostaw mnie w spokoju. - wypalił na poczekaniu. Anette spojrzała na niego z karzącym współczuciem. - Nie ma mowy ! Pomogę ci zerwać z nałogiem ! - zacisnęła pięści, a Oskar jak gdyby nigdy nic usiadł, zwinął się w kłębek, przytulił do plecaka i zasnął. Po godzinie obudził się i miał szczera nadzieję, że Anette odeszła, ale się mylił. Nadal tam była, przytulona do jego ciała. Oskar delikatnie odsunął ja od siebie i cichcem poszedł do Gainaxa, który przyjął go do siebie z nieustającym ciepłem. Kiedy chłopiec był już w środku, to ze wszystkiego mu się zwierzył. - Powiedziałem jej, że jestem narkomanem, ale ona i tak mnie nie zostawiła. - oświadczył. - Widać naprawdę jej na tobie zależy. - odparł robot. - Tak, ale kontroluje mnie na każdym kroku. Zadeklarowała nawet, że pomoże mi zerwać z nałogiem, a na to przystać nie mogę. - westchnął i spuścił wzrok. - Świeta prawda. Dobrze ci radzę. Trzymaj się od niej z daleka. Znałem takich jak ona. Wszystko jest ładnie, pięknie, ale kiedy tylko stracisz czujność to wbije ci nóż w plecy. - Dziękuję za radę, ale nie mogę zrezygnować ze szkoły. Obiecałem to ojcu. - W takim razie daj jej do zrozumienia, że jeśli nie przestanie to zmienisz szkołę. - Że co ?! - Oskar tak się tym przejął, że jego płuca znów odmówiły mu posłuszeństwa. Zaczął dyszeć tak jakby przed chwilą przebiegł maraton. - Widzisz, co ona z tobą zrobiła ?! Im szybciej z nią zerwiesz tym lepiej ! - To wcale nie jej wina ! Uratowałem ją przed Hulitrujką - okolicznymi dręczycielami i od tego się zaczęło. - Dręczyciele ? Sprowadź ich tutaj. Już ja im pokaże ! - Robot aż piczerwieniał ze złości. - Spokojnie. Mieliśmy się nie wychylać. Pamiętasz ? - przypomniał, a Gainax wziął głęboki oddech i się uspokoił. - Tak. Masz rację, ale posłuchaj mnie. Zerwij z Anette zanim nie jest jeszcze za późno. - Ach. W porządku. - Oskar zgodził się z nim. Nagle chwycił się za pierś, syknął i stracił przytomność. W tym czasie Anette pomachała szkolny mur i zerwała się na równe nogi, kiedy zrozumiała że Oskara nigdzie nie ma. Pobiegła do szkoły i poskarżyła się dyrekcji, ale nikt jej nie uwierzył. Oburzona Anette poszła na szkolne boisko. Była tak rozjuszona, że nawet Dręczyciele się jej przestraszyli. Następnego dnia Oskar postanowił podejść na luzie do sprawy. Wziął leki i jak gdyby nigdy nic poszedł do szkoły. Tuż za nim podążyła Anette, co rusz wypatrując okazji do odebrania mu plecaka. Kiedy Oskar poszedł za szkole, ona zrobiła to samo. Chłopak usiadł pod ścianą i otworzył plecak. - Ah. I znowu trzeba to zrobić, ale jak mus to mus. - Stój ! Nie pozwolę ci ! - Hamsko wyrwała mu plecak, odskoczyła w tył i wyjęła jedna ze strzykawek, z groźbą że ja rozbije, a Oskar zaczął powoli opadać z sił. - Anette. Jak mogłaś. Miałem cię za przyjaciółkę, podczas gdy Ty... - urwał nagle, zasyczał i chwycił się za pierś. - Nie siedzisz, że to cię niszczy ?! - wykrzyczała oburzona. - Ty jesteś jedyną, która to robi ! Oddaj mi to, albo już nigdy więcej mnie nie zobaczysz ! - zagroził, ale ona zaprotestowała. Chłopak zaczął mieć problemy z oddychaniem. Na szczęście miał w kieszeni zapasowa strzykawkę z lekarstwem, której bez wahania na sobie użył i od razu poczuł się lepiej i zwrócił w stronę Anette. - Proszę cię. Oddaj mi to. To jedyne, co trzyma mnie teraz przy życiu. - odparł i wyciągnął rękę w jej stronę w nadziei że odda mu plecak. - Nie ma mowy ! Ziszczę to świństwo ! - zagroziła, ale w porę z ciemności wyłoniła się robotyczna macka, która wyrwała jej tornister, a następnie zabrała i jego i chłopca w ciemność. Poruszona Anette znowu pobiegła na skargę do dyrekcji i znowu została odesłana z kwitkiem. Anette postanowiła wtedy, że będzie działać na własną rękę i sama ochroni Oskara, zanim ten zrobi sobie krzywdę. Nie pomyślała nawet, że on może nie chcieć jej pomocy. Następnego dnia Oskar obudził się i ponownie przeprowadził szczerą rozmowę ze swoim przyjacielem. - Nie wrócę tam. Ona chciała mnie zabić. - załamany ułożył głowę w kolanach. - Mówiłem ci, że tak będzie. Zaczęła dzielić wszystko swoją miarą, bez spytania o to jak ty się z tym czujesz. - Tak. Teraz to rozumiem. Przepraszam, że ci nie wierzyłem. Proszę. Powiedz mi jak mam teraz wrócić do szkoły ? - Nie możesz tam wrócić. Poproś ojca. On cię przepisze gdzie indziej - zasugerował robot ze spokojem w głosie. - Nie zrobię tego. To miejsce jest takie jakiego od dawna szukałem. Jest tu świeże powietrze, miła atmosfera. Szkoda, że jest tu ta "zabójczyni" Ah. Chyba masz rację. - Oskar westchnął, pożegnał z robotem i poszedł do szkoły, gdzie spotkał rozwśvieczoną Anette. - No w porę ?! Gdzieś ty się podziewał ?! - Musiałem odpocząć. Jutro zmieniam szkołę. - odparł bezżywotnie. - Co ?! Ale... Jak to ?! - Przez to, że mnie kontroluje aż nie czuje się swobodnie z tym, ci robię. - odparł i rzucił okiem na swój plecak. - Rozumiem, ale i tak ci nie pozwolę. Co byłaby ze mnie za koleżanka, gdybym powiedziała : "ok. Dobra" i teraz cię zostawiła ? - Idealna. Ja mam swoje życie, a ty swoje. Przepraszam, ale muszę już iść na lekcje. - odsunął ja od siebie i zniknął w swojej sali. Na długiej przerwie wyszedł ze szkoły, usiadł na ławce koło boiska i zapatrzył w piękne, błękitne niebo. Jego spokój nie trwał jednak długo, gdyż Anette zaraz go odnalazła i się do niego przysiadła. - Przepraszam, że cię ograniczam, ale po prostu się o ciebie martwię - złapała go za rękę, czego on nie rozumiał. Przy niej czyli się jak przestępca. Oskar nie potrafił znieść takiej atmosfery. - Wybacz, ale muszę już iść. - wyjął swoją dłoń z jej dłoni, wstał i westchnął. - Zostań proszę. Razem damy sobie z tym radę ! - znowu złapała go za rękę. - Przepraszam, ale to na nic. - wyrwał się jej, pobiegł za szkole, usiadł pod murem, po czym przyjął dokładnie 1g swojego proszku, który niestety w wyniku bardzo silnych emocji jakich doświadczył Oskar nie zadziałał tak jak powinien. Oskar zaczął się trząść i toczyć pianę z ust. W takim stanie zastała go Anette, która i tym razem postanowiła go śledzić. _______________________________________________ Następnego ranka jak tylko Oskar się obudził, to wyszedł ze szpitala i od razu przyszedł do Gainaxa.


- Witaj Gainaxie. Tak się cieszę, że wróciłeś. - Przytulił się do niego. Oczy robota zabłysnęły. Przyzwał macki i umieścił go w komorze eksperymentalnej.


- Ja również cię cieszę. Również myślałem, że cię już nigdy więcej nie zobaczę. - Robot spojrzał w niebo. Przed nikim wcześniej nie otworzył się tak jak przed Oskarem. Chłopiec również podzielał względem niego ciepłe uczucia.


- Ah. Jestem taki szczęśliwy. Przy tobie wiem, że mogę wszystko. Jesteś dla mnie jak brat, ale tęskno mi do wielkiego świata. Wiem, że życie będzie ciężkie, ale chcę spróbować i poznać innych ludzi. Dopóki będziesz ze mną to nie mam się czego obawiać. Oskar westchnął i zasnął. Robot uczynił to samo. Wyglądało na to, że naprawdę byli sobie przeznaczeni.


Po godzinie Oskar obudził się jak po koszmarze. Kasłał, a jego stan pogarszał się z minuty na minutę. Robot przebudził się wraz z nim i bardzo chciał mu pomóc, ale nic już nie pomagało, więc przeniósł go na zewnątrz i zawołał doktora, który w oparciu o objawy zdiagnozował u Oskara zaawansowany zanik mięśni. Gainax nie mógł się z tym pogodzić, więc wziął Oskara i zaniósł do dwójki szalonych naukowców z wcześniej, z nadzieją że oni lepiej zajmą się jego przyjacielem.


Po dłuższym badaniu Henry stwierdził, że to wcale nie zanik. Wyjaśnił, że serce chłopca straciło zdolność magazynowania energii, przez co cierpią na tym pozostałe komórki.


Hugon zaczerwienił się, bo jak wiemy posądzał chłopca o narkomanię. Henry poszedł do laboratorium, trochę pogrzebał w odczynnikach i stworzył lek doskonały, dzięki któremu Oskar mógłby cały dzień być sprawny. Jedynym problemem było to, że miał postać białego proszku i nie sposób było go odróżnić od towaru, którym handlują dilerzy. Kiedy Oskar tylko się obudził to zażył dokładnie jedną dawkę (1g proszku), po czym westchnął z ulgą i razem z Gainaxem oboje wrócili pod szpital.


Doktor ucieszył się na ich widok. Robot postawił Oskara na ziemi, a ten od razu podzielił się z doktorem odkryciem Henrego. Mężczyzna uśmiechnął się, po czym przeprosił chłopca i wrócił do swoich pacjentów. Następnego dnia zgodnie z prośbą Oskara zapisał go do szkoły, a Gainaxa wysłał razem z nim w roli tajnego ochroniarza, który w razie czego będzie czekał na niego w uśpieniu, po mrocznej stronie budynku. Dzięki temu Oskar już nigdy nie był samotny.


Jego problemy zaczęły się dopiero wtedy, kiedy obronił Anette przed dręczycielami.


- Dziękuję, za ratunek. - odparła i ucałowała go w policzek.


- Nie ma za co. - Oskar uśmiechnął się, a ona pobiegła na lekcje. Następnego dnia Oskar stał się nowym celem grupy dręczycieli. Kiedy chcieli go pobić, żeby pokazać mu gdzie jego miejsce, to on dzielnie się przed nimi bronił i odpierał każdy atak. Wkrótce jednak jego świat zapulsowal, a w uszach pojawiło się nieznośne dudnienie. Chłopak zasłonił uszy, uciekł pod drzewo, zażył na szybko swój proszek i zasnął, zupełnie zapominając o tym, że jest ścigany przez dręczycieli.


Chłopcy chciało go ubić, a wtedy na miejscu zjawiła się Anette - dziewczyna, która wcześniej uratował.


- Zostawcie go w spokoju ! - krzyknęła, po czym wskoczyła przed Oskara i szeroko rozpostarła ramiona. Zadzwonił dzwonek na lekcje.


- Masz szczęście, ale jeszcze tu wrócimy - zagroził lider bandy - Brown. Anette nic sobie nie robiła z jego gróźb. Usiadła przy Oskarze i cierpliwie czekała aż się obudzi. Kiedy tylko tak się stało chłopak uklęknął i zwymiotował, wywołując niepokój u Anette.


- Co ci jest ? - spytała.


- To nic takiego. Nie przejmuj się tym i wracaj do klasy zanim ci kolesie tutaj wrócą.


- Ale !


- Nic nie widziałaś ? Rozumiesz ? - odparł stanowczo, a dziewczyna oddaliła się tak jak jej zasugerował.


Oskar poszedł do Gainaxa, który umieścił go w swojej kabinie, żeby odpoczął. Kiedy tylko zadzwonił dzwonek na przerwę Anette wybiegła że szkoły i nerwowo wypatrywała Oskara. Nagle straciła czujność, przez co dopadli ją dręczyciele i zabawili się nią jak laleczką. Dziewczyna krzyknęła na co Oskar obudził się. Bardzo chciał jej pomóc, ale kiedy tylko podniósł głowę, w jego piersi zaczęło go razić niczym piorunem i przygnieciony cierpieniem zrezygnował z prób podniesienia się i na powrót stracił przytomność. Po 20 minutach dręczyciele znudzili się i w końcu puścili Anette do domu. Następnego dnia dziewczyna niepewnie przeszła przez szkolna bramę. Oskar wyszedł zza winkla i rozkazał jej, żeby z nim zerwała. Dziewczyna zgodziła się. Na następnej przerwie okazało się, że Brown wyjechał na dwutygodniowy obóz za dobre sprawowanie (Pchi! Też mi coś!), więc Oskar przeprosił Anette i oboje znowu się zaprzyjaźnili. Następnego dnia na długiej przerwie odłączył się od niej i zakradł na tył szkoły, ale nie przypuszczał że dziewczyna będzie go śledzić. Oskar zwyczajowo usiadł pod murem, wyciągnął z plecaka strzykawkę z fioletowa zawartością, wstrzyknął sobie i zasnął. Anette podeszła do niego, wzięła jego plecak i dokonała inspekcji.


Zrozumiała wtenczas, że jest on pełen... Narkotyków !


Jeszcze nigdy nie była czegoś tak pewna jak w tamtej chwili. Pół godziny później Oskar obudził się i był zmieszany jej obecnością.


- Anette ? A co ty tutaj robisz ? - spytał


- Ja ? Nic. A Ty ? Co to jest ?! - Otworzyła plecak i pokazała mu jego zawartość z wyraźnymi pretensjami.


- Oddaj mi to ! - zażądał próbując sięgnąć plecaka, ale dziewczyna odsunęła się.


- Za nic ! Dopóki nie dowiem się, co to takiego !


- Nie musisz wiedzieć ! - krzyknął, po czym wstał wspierając się o ścianę, a następnie wyrwał jej swój plecak i na jej oczach spożył 1 g proszku, dokładnie tyle ile zalecił mu Henry, a następnie odetchnął z wyraźną ulgą. Juz miał zawołać do siebie Gainaxa, ale nie mógł tego zrobić przy Anette, więc postanowił powiedzieć jej cokolwiek, byleby tylko się od niego odczepiła.


- Tak. Masz rację. To narkotyki. A teraz zostaw mnie w spokoju. - wypalił na poczekaniu.


Anette spojrzała na niego z karzącym współczuciem.


- Nie ma mowy ! Pomogę ci zerwać z nałogiem ! - zacisnęła pięści, a Oskar jak gdyby nigdy nic usiadł, zwinął się w kłębek, przytulił do plecaka i zasnął. Po godzinie obudził się i miał szczera nadzieję, że Anette odeszła, ale się mylił. Nadal tam była, przytulona do jego ciała. Oskar delikatnie odsunął ja od siebie i cichcem poszedł do Gainaxa, który przyjął go do siebie z nieustającym ciepłem. Kiedy chłopiec był już w środku, to ze wszystkiego mu się zwierzył.


- Powiedziałem jej, że jestem narkomanem, ale ona i tak mnie nie zostawiła. - oświadczył.


- Widać naprawdę jej na tobie zależy. - odparł robot.


- Tak, ale kontroluje mnie na każdym kroku. Zadeklarowała nawet, że pomoże mi zerwać z nałogiem, a na to przystać nie mogę. - westchnął i spuścił wzrok.


- Świeta prawda. Dobrze ci radzę. Trzymaj się od niej z daleka. Znałem takich jak ona. Wszystko jest ładnie, pięknie, ale kiedy tylko stracisz czujność to wbije ci nóż w plecy.


- Dziękuję za radę, ale nie mogę zrezygnować ze szkoły. Obiecałem to ojcu.


- W takim razie daj jej do zrozumienia, że jeśli nie przestanie to zmienisz szkołę.


- Że co ?! - Oskar tak się tym przejął, że jego płuca znów odmówiły mu posłuszeństwa. Zaczął dyszeć tak jakby przed chwilą przebiegł maraton.


- Widzisz, co ona z tobą zrobiła ?! Im szybciej z nią zerwiesz tym lepiej !


- To wcale nie jej wina ! Uratowałem ją przed Hulitrujką - okolicznymi dręczycielami i od tego się zaczęło.


- Dręczyciele ? Sprowadź ich tutaj. Już ja im pokaże ! - Robot aż poczerwieniał ze złości.


- Spokojnie. Mieliśmy się nie wychylać. Pamiętasz ? - przypomniał, a Gainax wziął głęboki oddech i się uspokoił.


- Tak. Masz rację, ale posłuchaj mnie. Zerwij z Anette zanim nie jest jeszcze za późno.


- Ach. W porządku. - Oskar zgodził się z nim. Nagle chwycił się za pierś, syknął i stracił przytomność. W tym czasie Anette pomacała szkolny mur i zerwała się na równe nogi, kiedy zrozumiała że Oskara nigdzie nie ma. Pobiegła do szkoły i poskarżyła się dyrekcji, ale nikt jej nie uwierzył. Oburzona Anette poszła na szkolne boisko. Była tak rozjuszona, że nawet Dręczyciele się jej przestraszyli. Następnego dnia Oskar postanowił podejść na luzie do sprawy. Wziął leki i jak gdyby nigdy nic poszedł do szkoły. Tuż za nim podążyła Anette, co rusz wypatrując okazji do odebrania mu plecaka.


Kiedy Oskar poszedł za szkole, ona zrobiła to samo.


Chłopak usiadł pod ścianą i otworzył plecak.


- Ah. I znowu trzeba to zrobić, ale jak mus to mus.


- Stój ! Nie pozwolę ci ! - Hamsko wyrwała mu plecak, odskoczyła w tył i wyjęła jedna ze strzykawek, z groźbą że ja rozbije, a Oskar zaczął powoli opadać z sił.


- Anette. Jak mogłaś. Miałem cię za przyjaciółkę, podczas gdy Ty... - urwał nagle, zasyczał i chwycił się za pierś.


- Nie widzisz, że to cię niszczy ?! - wykrzyczała oburzona.


- Ty jesteś jedyną, która to robi ! Oddaj mi to, albo już nigdy więcej mnie nie zobaczysz ! - zagroził, ale ona zaprotestowała. Chłopak zaczął mieć problemy z oddychaniem. Na szczęście miał w kieszeni zapasowa strzykawkę z lekarstwem, której bez wahania na sobie użył i od razu poczuł się lepiej i zwrócił w stronę Anette.


- Proszę cię. Oddaj mi to. To jedyne, co trzyma mnie teraz przy życiu. - odparł i wyciągnął rękę w jej stronę w nadziei że odda mu plecak.


- Nie ma mowy ! Zniszczę to świństwo ! - zagroziła, ale w porę z ciemności wyłoniła się robotyczna macka, która wyrwała jej tornister, a następnie zabrała i jego i chłopca w ciemność.


Poruszona Anette znowu pobiegła na skargę do dyrekcji i znowu została odesłana z kwitkiem. Anette postanowiła wtedy, że będzie działać na własną rękę i sama ochroni Oskara, zanim ten zrobi sobie krzywdę. Nie pomyślała nawet, że on może nie chcieć jej pomocy.


Następnego dnia Oskar obudził się i ponownie przeprowadził szczerą rozmowę ze swoim przyjacielem.


- Nie wrócę tam. Ona chciała mnie zabić. - załamany ułożył głowę w kolanach.


- Mówiłem ci, że tak będzie. Zaczęła dzielić wszystko swoją miarą, bez spytania o to jak ty się z tym czujesz.


- Tak. Teraz to rozumiem. Przepraszam, że ci nie wierzyłem. Proszę. Powiedz mi jak mam teraz wrócić do szkoły ?


- Nie możesz tam wrócić. Poproś ojca. On cię przepisze gdzie indziej - zasugerował robot ze spokojem w głosie.


- Nie zrobię tego. To miejsce jest takie jakiego od dawna szukałem. Jest tu świeże powietrze, miła atmosfera. Szkoda, że jest tu ta "zabójczyni" Ah. Chyba masz rację. - Oskar westchnął, pożegnał z robotem i poszedł do szkoły, gdzie spotkał rozwśvieczoną Anette.


- No w porę ?! Gdzieś ty się podziewał ?!


- Musiałem odpocząć. Jutro zmieniam szkołę. - odparł bezżywotnie.


- Co ?! Ale... Jak to ?!


- Przez to, że mnie kontrolujesz nie czuje się swobodnie z tym, co robię. - odparł i rzucił okiem na swój plecak.


- Rozumiem, ale i tak ci nie pozwolę. Co byłaby ze mnie za koleżanka, gdybym powiedziała : "ok. Dobra" i teraz cię zostawiła ?


- Idealna. Ja mam swoje życie, a ty swoje. Przepraszam, ale muszę już iść na lekcje. - odsunął ja od siebie i zniknął w swojej sali. Na długiej przerwie wyszedł ze szkoły, usiadł na ławce koło boiska i zapatrzył w piękne, błękitne niebo. Jego spokój nie trwał jednak długo, gdyż Anette zaraz go odnalazła i się do niego przysiadła.


- Przepraszam, że cię ograniczam, ale po prostu się o ciebie martwię - złapała go za rękę, czego on nie rozumiał. Przy niej czyli się jak przestępca. Oskar nie potrafił znieść takiej atmosfery.


- Wybacz, ale muszę już iść. - wyjął swoją dłoń z jej dłoni, wstał i westchnął.


- Zostań proszę. Razem damy sobie z tym radę ! - znowu złapała go za rękę.


- Przepraszam, ale to na nic. - wyrwał się jej, pobiegł za szkole, usiadł pod murem, po czym przyjął dokładnie 1g swojego proszku, który niestety w wyniku bardzo silnych emocji jakich doświadczył Oskar nie zadziałał tak jak powinien. Oskar zaczął się trząść i toczyć pianę z ust. W takim stanie zastała go Anette, która i tym razem postanowiła go śledzić.


_______________________________________________


- Oskar ! Co ci jest ? Wnętrze zasłoniła dłonią usta.

- Nic. Proszę. Odejdź stąd. 

- Nie ma mowy. Zaraz wezwę lekarza ! Kucnęła nad nim i położyła mu rękę na ramieniu. 

- Nie trzeba. Odejdź proszę. 

Oskar zasnął a jego drgawki ustąpiły innym jeszcze gorszym objawom. 

Dusił się i świszczal jak przy infekcji oskrzeli. Zanim do czegokolwiek doszło jego i jego rzeczy znowu porwała roboty zna dłoń. Na miejscu w komorze Gainax histerycznie potrząsnął jego ciałem. 

- Oskar ! Oskar ! Zbudź się ! Wolał, ale on nie reagował.

W dodatku jego serce się zatrzymywało. Robot spanikował.

- Coś się musiało stać ! To przez nią ! Na pewno ! Zacisnął macki wewnątrz komory. - Spokojnie przyjacielu. Nie dam ci zginąć. Dodał i umieścił Oskara w strefie kontroli, gdzie z pomocą swojej mocy próbował go ocucić. Po godzinie serce malca zaczęło normalnie pracować, a on sam odzyskał spokojny oddech. Robot odetchnął i zahibernowal się, a następnego dnia Oskar postanowił nigdzie nie wychodzić i zostać z Gainaxem w komorze już na zawsze, ale po tygodniu zatęsknił za szkołą, broń Boże nie za Anette, z którą rozmowa godziła jego serce o wiele gorzej niż najostrzejsze z narzędzi. Aby tego uniknąć wyszedł na spacer w czasie lekcji, a później usiadł na ławce. Na nieszczęście dojrzała go niedoszła zabójczyni. 

- Nie wierzę ! Oskar ! Czy to naprawdę Ty ? Wskoczyła mu w ramiona. 

- Tak to ja. Dziękuję, że przyszłaś. Ah. Westchnął.

- Jak to ? Nie cieszysz się ? Zdziwiła się i przysiadła do niego.

- Ah. Nie bardzo. To dzięki Tobie ostatnim razem straciłem przytomność. Dodał wzdychając jeszcze głębiej. 

Anette wstała.

- Zgłupiałeś do reszty ?! Przecież ja się tylko o Ciebie martwię ! Nie chcę, żebyś skończył na cmentarzu tak jak reszta uzależnionych. 

Wypaliła ze złością.

- Coś ty powiedziała ?! Gainax miał rację ! Dzielisz świat swoją miarą ! Dla Ciebie wszyscy są źli ! Wstał i zacisnął pięści. 

- Mylisz się ! Ja tylko się o Ciebie martwię ! Dlaczego tak się przed tym bronisz ? 

- Nie chce umrzeć ! Ostatnim razem było blisko, ale na szczęście miałem przy sobie zapasy ! Wybuchnął niczym bomba atomowa.

- Proszę cię. Skończ z tym. Nie chcę cię stracić.Złapała go za rękę i spojrzała mu w oczy w sposób mu nieznany. 

- W takim razie pozwól mi to zrobić. Westchnął i odwrócił wzrok. 

Anette puściła jego rękę i uczyniła tak samo, a Oskar podał sobie zastrzyk.

- Ah. Dziękuję. Odczuł wyraźną ulgę, po czym usiadł na ławce i zasnął, a wtedy zadzwonił dzwonek na przerwę. Wtem na miejscu zjawiło się dręczyciele. 

- I kogo my tutaj mamy ? Gołąbeczki uwily sobie tutaj niezłe gniazdko. Z twarzy Browna wylewał się ironizm. 

- Daj nam spokój. Mamy już cienie serdecznie dosyć ! Wypaliła i wskazała na niego palcem. 

- Ach tak... Skoro tak... Zabawny się ! Moro ! Bierz chłopaka ! Dręczyciele wypiął pierś jak dumny superbohater.

- Nie pozwolę ci na to ! Anette zastawiła mu drogę.

- Ktoś cię pytał ? Brown skinął ręką na towarzyszy. 

- Nie ! Nie pozwolę wam ! On potrzebuje naszej pomocy, a nie przemocy ! 

- Doprawdy ? Przywódca wyszczerzył się.

- Tak, on jest... Już miała powiedzieć, że jest uzależniony, ale myśli przerwał jej jęk budzącego się Oskara.

- Anette ? Co się tutaj dzieje ? Usiadł i złapał się za głowę.

- Brown i jego banda chcą się z Tobą rozprawić, ale nie martw się ! Nie pozwolę im na to ! Odwróciła się do oprawców i rozpostarła nad nim ręce blokując im dostęp. Oskar był pod wrażeniem, ale nie mógł pozwolić jej walczyć. Wstał i sam stanął na przodzie przed nią.

- Zostawcie ją ! Lepiej weźcie mnie ! Rozpostarła dłonie.


- Co Ty robisz ? Anette była przerażona. Oskar odwrócił się, cheycił ją za ramiona i spojrzał jej głęboko w oczy. 

- Nie martw się. Nic mi nie będzie. Uspokajał.

- Ale ! Ale ! Dziewczyna zaprotestowała. 

- Spokojnie. Byle go dzwonka. Uśmiechnął się, wziął ją za rękę i zaczęli uciekać, co rusz prowokując tym agresorów.

Oskar nie przypuszczał, że tak szybko straci siły, więc pobiegł za szkole razem z Anette. Był wyczerpany jak nigdy.

- Ah. Tutaj będziemy bezpieczni. Gainaxie. Proszę. Wpuść nas. 

Oczy robota zabłysnęły a jego tobotyczne chwytaki popędziły w ich stronę. 

- To te dane, co wcześniej ! Zauważyła Anette.

- Spokojnie. To mój przyjaciel. - Uśmiechnął się i pozwolił by chwytaki zabrały ich obu. Kiedy już byli w komorze eksperymentalnej Gainax zakamuflował się tak, żeby nikt go nie zobaczył. 

- Dlaczego ona tu jest ?! Wypalił po chwili.

Oskar położył się na plecach z ręką na piersi. 

- Uratowała mnie. Wymamrotał.

- Jak to ? Gainax zdziwił się, bo wiedział jak zareagowała na wiadomość o narkotykach i po prostu nie mógł być spokojny, gdy była w pobliżu. Tymczasem Oskar mówił dalej, głupio zaślepiony jej osobą.

- Obroniła mnie, choć wiedziała, że nie ma z nimi szans. 

Jego głos był coraz słabszy. Ostatkiem sił poprosił Gainaxa o zastrzyk. 

Przyjaciel wyjął strzykawkę z plecaka, ale kiedy tylko się zbliżył Anette zastawiła mu drogę i szeroko rocpostarła ramiona. 

- Proszę cię. Przestań ! To go zabije ! Upierała się, na co Gainaxowi puściły nerwy. 

- Grę ! Prędzej zrobi to Twoja obecność ! Odsunął ją od Oskara i zrobił swoje. Chłopakowi wyraźnie ulżyło, ale ona była zbyt zaślepiona, żeby cokolwiek zauważyć. Dwie godziny później Oskar doszedł do siebie.

- Ah. Co za los. Usiadl i położył rękę na czole. Módl nadzieję, że to wszystko mu się przyśniło, ale to co stało się później ostatecznie to wykluczyło. 

- Oskar ! Ty żyjesz ! Anette wpadła mu w ramiona.

Chłopak nie podzielał jej radości. 

- Proszę. Zejdź ze mnie. Zrozum wreszcie, że i tak nic nie zdziałasz. 

Dziewczyna wstała i zacisnęła pięści.

- Ddj spokój ! To cię zniszczy ! Czemu jesteś taki ślepy ? Odparła z pretensjami. Oskar nie popierał jej, ale nie miał już siły na kolejną kłótnię. 

- Możliwe, ale to dzięki temu jeszcze żyję. Przepraszam, ale zaraz przyjedzie mój tatuś. Oskar wstał i przeciągnął się.

- Doskonale ! Może jemu przemówię do rozsądku ! Wypaliła podekscytowana.

- Ah. Jak tam sobie chcesz. Gainaxie ? Oskar zwrócił się w stronę strefy kontroli. Robot przytaknął i przetransportował jego i Anette na zewnątrz.

Wtedy pod szkołą zjawił się doktor Radller.

- Oskar ! Oskar ! Zawołał.

- Tatuś ! Chłopak zapomniał o bożym świecie i z energią wskoczył mu w ramiona. Anette chciała się wtrącić, ale obydwoje wsiedli do samochodu i odjechali. Następnego dnia wcale nie było lepiej. Coraz częściej zdarzało mu się zażywać lekarstwa, przez wzgląd na narastający stres.

Musieli się więc zdarzyć, że w końcu ktoś go na tym przyłapał. Najgorzej, że zrobili to dręczyciele. Nie mieli jednak złych zamiarów. Mieli tylko nadzieję na jakiś mały handelek. Oskar odmówił im, bo wiedział że jeśli ktoś inny zażyje jego lekarstwa bezsprzecznie umrze. 

Na to Brown i spółka wpadli w szał i zaczęli mu grozić.

Przyparty do muru Oskar wstał i znokautował lidera tak mocno, że z nosa picirkła mu krew. 

- Ah ! Ta kanalia ! Chłopcy dajcie mu nauczkę ! Brown wstał, wytarł krew, a reszta chwyciła Oskara za ramiona. Lider najpierw go pobił, a później rzucił na ziemię i skopał. 

- Tak. To powinno dać mu do zrozumienia. Pch. Brown i jego paczka odeszli. Niedługo po tym na miejscu zjawiła się Anette, której zadowolenie przechodzących obok dręczycieli, wydawało się dosyć podejrzane. Przeczucie jej nie myliło ! Pod drzewem znalazła nieprzytomnego Oskara. Wszelkimi sposobami próbowała go ocucić, ale on nie reagował. Dręczyciele rozgadali wszystkim, że bierze dragi, przez co szkołę opanował totalny chaos. Oskar bardzo dobrze się uczył i zawsze słuchał nauczycieli. Ten argument ostatecznie ich przekonał.

Uczniowie nie wiedzieli jak długo brał, ale skoro jemu nic nie było, to im tym bardziej. Pod wodzą Browna w placówce pojawiły się różnej maści dopalacze (tylko to udało mu się znaleźć najszybciej). Anette była nieświadoma tych zmian. Myślała gorączkowo jak ocalić Oskara. Wtem zapaliła jej się żarówka i czym prędzej zaniosła go do Gainaxa, który prędko zabrał jego i Anette do swojego wnętrza. 

- Co mu się stało ? Spytał wzburzony. Od początku przeczuwal, że dziewczynie nie należało ufać.

- Został pobity. Żałuję, że mnie tam nie było. Spuściła głowę.

- Jak to ?! I ty się nazywasz jego przyjaciółką ? Wypomniał, po czym podłączył Oskara do strefy kontroli, ślę bez reakcji. Robot zaskrzypiał i stracił swój kamuflaż. - Proszę cię ! Nie rób mi tego ! Musisz żyć ! Potrząsnął jego ciałem za pomocą swoich macek. Wkrótce zwrócił całą swoją złość ku Anette. To wszystko twoja wina ! Zwrócił się do niej z pretensjami. 

- Nie zwalaj tego na mnie ! Oboje z ojcem szprycowaliście go dragami ! W końcu jego organizm nie wytrzymał ! Wykrzyczała. Tego już było za wiele. Robot poczuł się wzburzony niczym byk przed którym matador macha czerwoną płachtą.

- Coś ty powiedziała ?! One trzymały go przy życiu ! Pewnie ci dranie coś mu uszkodzili. Robot rozpłakał się. Przepraszam przyjacielu. Poległem jako Twój ochroniarz. Wprowadził do wnętrza swoje chwytaki i dotknął jego piersi. Nagle coś w niego wstąpiło, jdkby nowa nadzieja. Połączył proszek z płynem od strzykawki i dał mu do wypicia. To był strzał w dziesiątkę. Wyczuł jak jego serce wraca do życia. - Ah. Dzięki Bogu. Nie spóźniłem się. Odetchnął z wyraźną ulgą, a Oskar z impetem otworzył oczy i łapczywie złapał oddech.


________________________________________________________________


- Oskar ! - Anette chciała znowu wpaść mu w ramiona, ale robotyczne macki zastawiły jej drogę. 

- Jeszcze ci mało ? O mało co go nie zabiłaś ! - wypomniał.

- Przepraszam. Obiecuję, że już nie będę się do tego wtrącać. - odparła ze skruchą. 

- Doskonale. Gainax przeniósł ją na zewnątrz i zakazał jej kontaktować się z Oskarem, po czym zakamuflował się, wyjął chłopca ze strefy kontroli i położył w komorze eksperymentalnej. 

Dziewczyna wróciła do szkoły, która zmieniła się nie do poznania. 

W każdym rogu stali handlarze, gotowi wcisnąć jej swój towar. 

Anette nie była tym zainteresowana. Następnego dnia Oskar pojawił się w szkole. Nie minęło wiele jak podszedł do niego jeden z handlarzy i zaproponował woreczek towaru za darmo. Kiedy powąchał zawartość oświadczył : "co to za śeiństwo ? Moje jest o wiele lepsze, po czym zdegustowany odszedł. Nie miał nawet bladego pojęcia w co się wpakował. Od tego czasu wielokrotnie próbowano go okraść. Ostatecznie tylko Brownowi i jego ekipie się to udało. Zaczaili się pod drzewem i kiedy tylko Oskar otworzył plecak i wyciągnął swój woreczek lider wyszarpal mu go z dłoni. 

- Zgłupiałeś ?! Od tego się pochorujesz ! - Oskar podniósł się na równe nogi i wyrwał mu paczuszkę z rąk. 

- I co z tego ?! To dzięki Tobie rozwinąłem taki pokaźny handelek. Nie bądź zgniłek i daj spróbować. - nalegał.

- Zrozum. To się dla Ciebie źle skończy ! Nikt poza mną nie może tego ruszać ! Jego puls przyspieszył, a serce boleśnie zacisło, przypominając o konieczności ucieczki i zażycia lekarstwa, lecz tym razem nie miał na tyle szczęścia i siły. Ześlizgnął się po drzewie, skulił i złapał za pierś. Cholera jasna. Tylko nie to - wymamrotał, a wokół niego zebrali się pozostali uczniowie. Anette trzymała się na uboczu, ale ciężko było jej na to patrzeć. 

- Hej. Nie zgrywają się. Brown kiwał się nad nim niczym upojony. 

- Właśnie. Jeśli myślisz że się na to nabierzemy, to jesteś w dużym błędzie - dodał Moro jeszcze bardziej odurzony. 

Anette nie wytrzymała i wkroczyła do akcji. 

- Odsuńcie się kretyni ! Nie widzicie, że on cierpi ! Odsunęła ich i uklęknęła nad Oskarem. 

- Anette. Czy to ty ? Rozległ się słaby głos. 

- Tak. To ja. 

- Proszę cię. Podaj mi zastrzyk. 

- Wybacz mi, ale nie mogę 

- Błagam. Zrób to. Poprosił ostatkiem sił, a Anette chociaż miałam opory wykonała jego prośbę. Zaraz po tym Oskar stracił przytomność. To wstrząsnęło uczniami tak bardzo, że zrezygnowali z handlu dragami i szczerze współczuli uzależnionemu. Godzinę później chłopak obudził się i od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Atmosfera była tak ciężką jakby ktoś przed chwilą rozlał syrop. Ludzie dziwnie mu się przyglądali, a on nie miał bladego pojęcia dlaczego. Zrozumiał, że gdzieś musiał popełnić błąd. Anette zaprowadziła go na ławkę i pomogła mu na niej usiąść. Oskar westchnął i spojrzał na przepiękne, błękitne niebo. 

- Dziękuję ci za wszystko. - odparł dziwnie zmieszany.

- Nie ma za co. Tylko więcej tak nie rób. 

- Uwierz mi chciałbym, ale bez tego ani rusz. Czy nadal ze mną będziesz ?

- Tak. Zostanę z Tobą aż do końca. 

- Dziękuję. Oskar położył głowę na jej ramieniu. Kiedy wrócił do domu spytał ojca czy leki i dragi to to samo.

- W Anglii owszem, ale u nas nie. Dragi zatrzymują akcję serca. 

Gdy to powiedział Oskar spojrzał na niego tak jak drapieżnik na swoją ofiarę. Mężczyzna chrząknął dwukrotnie i kontynuował.

- Twoje leki natomiast pobudzają je do pracy - dodał, a chłopcu zapaliła się czerwona lampka. Teraz już wszystko było jasne ! Wcale nie był narkomanem ! 

- Dziękuję ci tatusiu ! - przytulił go i wybiegł na zewnątrz do swojego robotycznego przyjaciela, który zaprosił go do swojego wnętrza, gdzie chłopiec mu o wszystkim opowiedział, czego się przed chwilą dowiedział. 

- Rozumiem. A więc to wszystko wyjaśnia.  Gainax zrozumiał wtedy o co chodziło Anette, kiedy tak szaleńczo odciągała Oskara od jego "nałogu". 

Chłopak i robót wspólnie zastanawiali się jak to teraz odkręcić, ale w niedługim czasie młody opadł że zmęczenia i zasnął. Następnego dnia kiedy zjawił się w szkole ludzie patrzyli na niego że współczuciem. Poczuł się przez to tak jakby zrobił coś złego. Nie mógł tego znieść, więc spuścił głowę i niczym skazaniec przeszedł przez szkolny korytarz. Wkrótce spotkał Anette.

- Cześć. Co tam u Ciebie ? - spytała.

- Ah. Nie najlepiej. Wczoraj wszystkie moje poglądy legły w gruzach. - westchnął głęboko i podniósł głowę, a wtedy ich zobaczył. Z klas przyglądali im się uczniowie. Ich spojrzenie było tak przytłaczające, że Oskar zaczął opadać z sił. 

- Proszę cię. Zrób coś z nimi. Niech tak się nie patrzą - dodał bezsilnie.

Anette pomachała na nich ręką, a wtedy oni przestali "kukać", a ona sama poszła z Oskarem na ławkę przed szkołą, żeby porozmawiać, lecz to on odezwał się pierwszy.

- Ah. To wszystko jest takie skomplikowane. Języki obce potrafią nieźle namieszać - odparł, po czym westchnął. 

- Języki ? A co z nimi nie tak ? Myślałam, że dobrze ci z nimi idzie. - dodała zamyślona. 

- Z nimi dobrze, ale nie w tym rzecz. - spuścił wzrok i spojrzał na swój plecak. 

- Rozumiem. Nie martw się. Wyleczymy cię z tego. Poklepała go po plecach. 

- Ah. Obawiam się, że to nie będzie takie proste. - zdołował się. Nie przypuszczał, że rozmowa może być tak trudna.

- Nie martw się. Poradzimy sobie z tym. Razem. - położyła mu rękę na ramieniu. 

- Wybacz mi, ale muszę przyjąć kolejna dawkę. Oskar wstał i wyciągnął strzykawkę z plecaka. 

- Mylisz się. Pokonasz ten nałóg jeśli tylko w siebie uwierzysz. - przekonywała 

- Eh. Nie wiedziałem, że prawda o tym będzie tak męcząca. Spojrzał na strzykawkę i zawahał się. Miał wyrzuty sumienia, że musi to zrobić, ale wiedział, że umrze jeśli odpuści. Nim ostatecznie opadł z sił podał sobie zastrzyk.  - Przepraszam. Musiałem. - dodał i osunął się w jej ramiona. Dziewczyna położyła go na ławce i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Anette zabrała jego plecak i zaniosła na wysypisko, gdzie sądziła było jego miejsce. Wróciła pół godziny później, akurat wtedy kiedy Oskar zaczął się budzić. Obejrzał się wkoło, ale jego rzeczy nigdzie nie było. Usiadł i wpadł w cichą panikę. 

- Anette. Widziałaś może mój tornister ? 

- Tak. Już go więcej nie zobaczysz. Oświadczyła z uśmiechem.

- Nie. Jak mogłaś ?! To żart... prawda ? 

- Przykro mi, ale nie. Odparła, a w jej głowie dało się wyczuć wyrzuty sumienia.

- Niech to ! Muszę czym prędzej wrócić do Gainaxa ! On mi pomoże go szukać ! Wstał na równe nogi i zacisnął pięści. Kiedy dobrze się przyjrzał wcale nie był na zewnątrz, ale obok ławki na szkolnym korytarzu. Przez chwilę pomyślał : "kto mnie tam przeniósł ?", ale szybko zrezygnował, potrząsnął głową i zebrał się do drogi.

- Zostań proszę. Nie szukaj go - Anette złapała go za rękę i przytrzymała. 

- Wybacz mi, ale muszę. Spojrzał na nią z powagą. Wtedy właśnie z klas powychodzili uczniowie i zastawili mu drogę. Ta bariera była do niego nie do przejścia niczym śmiertelna przeszkoda. 

- Dobrze. Nigdzie nie pójdę. Zażyję tylko odrobiny świeżego powietrza. Oświadczył, a wtedy uczniowie zrobili mu miejsce, a on udał się za szkole i usiadł pod ścianą. Anette poszła za nim. 

- Ah. Zawsze myślałem, że moje życie się liczy. Teraz wiem, że byłem w dużym błędzie. Moja choroba to zaledwie kropla w morzu otaczającej mnie nieprawości. 

- Choroba ?! O czym ty mówisz ?! Myślałam, że jesteś uzależniony od narkotyków ?! Dziewczyna była zdezorientowana i nie wiedziała, co na o tym wszystkim myśleć. 

- Ah. Do niedawna ja też tak myślałem, ale mój ojciec wytłumaczył mi, że lekarstwa, to nie to samo, co dragi. Przynajmniej nie w Anglii. Tam nie sposób ich od siebie odróżnić. A że to po części kraju skolonizowany przez obce kultury...

- Co chcesz przez to powiedzieć ? Dopytywała poruszona. 

- Jestem śmiertelnie chory i tylko te "prochy" i zastrzyki trzymały mnie przy życiu. Dzięki Tobie przekonałem się, że nie jestem wyjątkowy, więc co mi szkodzi się poświęcić. Oskar opadł z sił. Oddychał tak ciężko, że obudził Gainaxa, z którym przeprowadził poruszająca rozmowę. - Przepraszam przyjacielu, ale wygląda na to, że przyszło nam się rozstać. Jego głowa opadła na ramię. Na szczęście do szkoły przyjechał jego ojciec i kiedy tylko go zawołał Anette to usłyszała i czym prędzej zaprowadziła go do Oskara. Doktor wyciągnął z fartucha zapasowe lekarstwo, które rozluźniło Oskarowi oddech. Mężczyzna zabrał go do szpitala na obserwację, a dziewczyna pożegnała się i poszła na wysypisko, odnalazła plecak, po czym pojechała do szpitala i oddała go jego ojcu. 

- Dziękuję ci, że go znalazłaś. Nie wiem, co byśmy zrobili w razie kolejnego ataku. Oświadczył, a Anette poczuła się nieswojo. 

- Przepraszam. To wszystko moja wina. Gdybym go nie podejrzewała to nigdy by do tego nie doszło. Spuściła głowę z poczucia winy.

- O czym ty mówisz ? - dopytywał doktor. 

- Myślałam, że Oskar jest narkomanem i to ja odebrałam mu plecak - przyznała. 

- Co ale jak to ?

- Kiedy przyłapałam go za szkołą, sam się do tego przyznał. 

- Rozumiem. A więc to dlatego pytał mnie o różnice pomiędzy lekami, a dragami. A niech to ! Za późno to pojąłem ! Uderzył pięścią w stolik. 

- To niczyja wina. Gdyby od razu powiedział prawdę, to do niczego by nie doszło. Tłumaczyła Anette.

- Masz rację, ale Oskar z nikim wcześniej nie zacieśniał więzi. W młodym wieku stracił oboje rodziców. Jestem pewien, że wielokrotnie chciał ci powiedzieć o tym czego się ode mnie dowiedział, ale kiedy w grę wchodziły emocje, to jedyne o czym wtedy myślał to ucieczka. Tak samo było kiedy się poznaliśmy. Wypisałem go ze szpitala i pozwoliłem odejść. Jakiś czas później wrócił z nowym przyjacielem.

- Masz na myśli Gainaxa ? 

- Tak. Oboje zżyli się ze sobą jak bracia i wielokrotnie miałem wrażenie, że rozumieją się bez słów. Cieszyłem się ich szczęściem, ale teraz znowu ... Przerwał i spojrzał na Oskara. - Tamtego feralnego dnia wspomniał mi że wzrok ludzi niszczy mu duszę. Ah ! A ja głupi go nie słuchałem ! Co ze mnie za ojciec ! Uderzył pięścią ponownie. - Ah. Miejmy nadzieję, że z tego wyjdzie. Doktor westchnął i spojrzał na chłopaka. 

- Bez obaw. Na pewno. Pocieszała go Anette.

- Jeśli tak, to znowu będziemy musieli zmienić szkołę. - odparł doktor z wyraźnym trudem. 

- Dlaczego ? Dopytywała, chociaż już wcześniej poznała odpowiedź. 

- Ludzie od tak sobie się przecież nie zmienią. Nie przestaną mu współczuć i nie zaczną znów traktować jak normalnego człowieka. 

- Rozumiem pańskie obawy, ale wszystko da się odwrócić. Proszę poczekać ! Obiecuję, że jak tylko Oskar wyzdrowieje, to nikt nie będzie zwracał na niego uwagi jak dawniej ! Anette podziękowała doktorowi za wyjaśnienia, pobiegła na autobus, a potem do domu. Następnego dnia zrobiła zebranie szkolne i opowiedziała wszystkim o sytuacji Oskara. Uczniowie zgodzili się zadziałać zgodnie z jej teorią, żeby zachować swoje odczucia dla siebie. 

Po miesiącu nieobecności chłopak wrócił do szkoły i od razu poczuł się jak u siebie. Na murawie powitała go Anette, którą szczerze uściskał. 

Następnie obydwoje poszli do klasy. Pozostali nadal współczuli Oskarowi, ale teraz po prostu tego nie okazywali. 

To był strzał w dziesiątkę ! Chłopak był taki szczęśliwy, co promieniowało na wszystkich, dając im uczucie spełnienia. Szczególnie wyróżniona była Anette, która spędzała z nim najwięcej czasu. Dni upływały im w miłej atmosferze. Po tygodniu nauczyciele zdecydowali się przeprowadzić zajęcia na świeżym powietrzu. Oskar bujał w obłokach na tych lekcjach. Oddychał głęboko i wpatrywał się w błękit nieba. Wydawało się, że żyje we własnym świecie, ale to były tylko pozory. Chłopak miał podzielna uwagę i niejednokrotnie błysnął już w testach. Do tego panująca wokół sielska atmosfera znacząco podbudowała jego zdrowie. Teraz wystarczały mu tylko 2 zastrzyki i 2 g. proszku w tygodniu, żeby odzyskać pełną sprawność. Dzięki temu zapomniał o swoich troskach, a więź między nim a Anette z każdym dniem rosła w siłę. Kiedy kończył ćwiczyć na WF-ie, od razu wpadał w jej ramiona. 

Ojciec był z niego taki dumny i śmiało patrzył w przyszłość. Oskar był prostym człowiekiem, doświadczonym przez los, który udowodnił nam, że ograniczenia są tylko w naszej świadomości, która zmienia się oświetlona hartem ducha, który kruszy nawet mrok. Przekonuje nas, że wszystko ma swoje dobre strony i że czasami potrzebna jest tragedia, żebyśmy mogli wkroczyć w dorosłość. 



______________


Samotny pośród tłumu


Podczas kiedy on beztrosko się bawił, Gainax tęsknił za nim jak nigdy. Na jednej z lekcji WF-u wykorzystał impulsy elektromagnetyczne, aby mu o sobie przypomnieć. Oskar skulił się i kurczowo chwycił za pierś, czym wzbudził niepokój Anette. 

- Hej. Co z Tobą ? - spytała, po czym położyła mu rękę na plecach. 

- Gaah ! Czuję, że o czymś zapomniałem. Aaah ! O czymś bardzo ważnym. - odparł, a wszystkie spojrzenia skłoniły się ku niemu. 

Wnętrze zobaczyła to i zagestykukowała, żeby uczniowie się odwrócili. Tak też zrobili, ale Oskarowi wcale się nie poprawiło. 

Wkrótce z hukiem uderzył w ziemię, a w jego sercu jakby wybuchła bomba.

Gainax ?! Odbiło się echem w jego głowie. 

- Ah. Proszę cię. Przestań. Obiecuję, że już więcej o Tobie nie zapomnę. - dodał, po czym rozpłakał się, a uczniowie znów na niego spojrzeli, lecz tym razem Anette ich od tego nie odwlekała. Impulsy były coraz silniejsze, a Oskar u kresu sił, ale przeczołgał się ładnych parę metrów, zanim ostatecznie stracił przytomność. Jedni uczniowie odwracali wzrok, jeszcze inni bezsilnie zaciskali pięści, podzielając jego cierpienie. 

Wnętrze nie zwracała na nich uwagi i troskliwie się nim zaopiekowała. Oskar obudził się szybciej niż zazwyczaj, przewrócił na plecy, położył rękę na piersi i odetchnął z wyraźną ulgą, a następnie wybadal wzrokiem swoje otoczenie.

- Hę ? Anette ? - ociężale uniósł głowę w jej stronę.

- Jestem tutaj. - złapała go za rękę. 

- Dziękuję. - uśmiechnął się, a ona pomogła mu wstać. 

Kiedy Oskar uświadomił sobie, że nadal trwa lekcja przeraził się, ale Anette wiedziała co mu na to odpowiedzieć. 

- Spokojnie. Nikt tego nie widział. Masz moje słowo. - Uśmiechnęła się i zaprowadziła go do ławki, na której oboje usiedli. Oskar spojrzał w niebo i zrozumiał, że Gainax nie odpuści dopóki się nie spotkają, ale postanowił go zignorować przynajmniej na jakiś czas, dopóki nie będzie gotów się z nim zobaczyć. Całe dnie spędzał z Anette, kompletnie zapominając o otaczającym go świecie. 

Bez świadomości swojej choroby żyło mu się znacznie lepiej. W przeciwieństwie do Gainaxa, który poza nim nie miał nikogo.

Za wszelką cenę robot chciał się z nim skontaktować, ale sygnały, które wysyłał chłopcu zaczęły zaburzać pracę jego mięśni, więc zrezygnował i czekał. Opłaciło się. Następnego dnia Oskar wymknął się Anette, wziął głęboki oddech i bez słowa stanął za szkolnym budynkiem, gdzie oczekiwał na niego stary, dobry znajomy. 

- Oskar ! Tak się cieszę, że jesteś ! - Robót przysłał chwytaki i zabrał go do siebie, lecz ich więź się zmieniła. Teraz była czymś w stylu :"ja ci potowarzyszę, a ty dasz mi święty spokój". Gainax poczuł się niepotrzebny. Nie wiedział kiedy Oskar tak się zmienił. Wyjaśniał sobie, że teraz ma Anette i już go nie potrzebuje, bo ktoś inny teraz się nim opiekuje, ale coś mu nie pasowało. Nie miał pojęcia co, ale postanowił nie ingerować i cieszyć się ich szczęściem. Westchnął, podziękował Oskarowi za wizytę, wypuścił, po czym przeszedł w tryb uśpienia. 

Chłopak nie potrafił odmówić Anette, więc udał że sąsiadom zaginął kot i to właśnie ją poprosiły, żeby go odnalazła. Dziewczyna bez wahania podjęła się tego zadania i niczym detektyw poszukiwała wskazówek. Oskar westchnął i niepostrzeżenie wymknął się do Gainaxa, który nawet nie zareagował już na jego obecność, ale chłopak się tym nie zraził i rozpoczął rozmowę. 

- Witaj Gainaxie ! Co tam u Ciebie ? - spytał, po czym poklepał go po obudowie. Głucha cisza. - Proszę. Zabierz mnie do środka - dodał, na co robot niechętnie przyzwał swoje macki i umieścił go w komorze eksperymentalnej. Chłopak uśmiechnął się i kontynuował swoją myśl. 

- Głowa do góry. Anette jest zajęta i nie prędko wróci. Zapewnił, po czym powoli zajął miejsce w strefie kontroli, gdzie wyzwolił swoje głęboko skrywane uczucia. - Co jest ?! No dalej ?! Pełna moc ! - Wykrzyczał, a oczy robota zabłysnęły. 

- Nie wierzę ! Wróciłeś ! Tak się cieszę ! - Wzruszony partner utulil go swoimi mackami. 

- Ja także. Nie zapomniałem o Tobie. W głębi duszy marzyłem o tym spotkaniu, ale nie mogłem zawieść Anette. - spuścił głowę i westchnął. 

Teraz Gaibax już o wszystkim wiedział. Zrozumiał dlaczego ostatnio Oskar był dla niego taki oschły i w ogóle nie chciał spędzać z nim czasu.  

- Nie przejmuj się. Najważniejsze, że znowu jesteśmy razem. - robót uśmiechnął się, na co on przytaknął. Wkrótce w piersi chłopca wbiły się ruro podobne przewody. Serce kurczyło się niczym wybuchające mini bomby, ale mimo to Oskar był szczęśliwy, że znowu są jednością. Dzięki jego energii rotor stanął na własnych nogach. 

- Ah. Tak lepiej. Nareszcie czuję grunt pod stopami. - dodał z ulgą.

Oskar pomógł mu się rozgrzać, po czym urządzili sobie krótką wycieczkę. Odwiedzili krainę tysiąca jezior i przy okazji znaleźli się na celowniku służb bezpieczeństwa, ale to wcale ich nie zmartwiło. Wrócili do domu późnym wieczorem. Następnego dnia Gainax odprowadził Oskara do szkoły, po czym standardowo ukrył się na jej tyłach. Oboje bawili się tak dobrze, że chłopak kompletnie zapomniał o Anette, która przejrzała jego podstęp i wściekła złapała go na murawie. 

- Co to miało być ?! Żaden kot nie zginął !? Porywasz sobie ze mną czy jak ?! - wściekała się.

Oskar miał trudny charakter. Męczyły go wyjaśnienia, dlatego często mówił innym to, co chcieli usłyszeć, żeby tylko dali mu spokój, kompletnie zapominając o tego konsekwencjach.

- Eh. Masz rację. Zrobiłem to. Zagrałem Tobą. - westchnął. 

Uczniowie już dawno rozgryźli jego taktykę i nauczyli się ją akceptować, ale Anette wręcz przeciwnie. Narzucała mu swoją wolę i przesadnie się o niego troszczyła.  Oskar lubił jej towarzystwo, ale tęsknił za Gainaxem. Trzy miesiące w jej towarzystwie uświadomiły mu, że tak dłużej nie może być. Miał już tego serdecznie dosyć. Uśmiechał się, żeby jej nie zranić, a w międzyczasie wypatrywał okazji do ucieczki. Co dzień się z nim witała, razem siadali w ławce, razem jedli. Anette zawsze służyła mu pomocą, ale w ostatnim miesiącu przesadziła. Nawet do toalety sama go nie puszczała. Niby stała przed drzwiami i nie podglądała, ale co to za prywatność, kiedy ktoś stoi obok i co westchniesz pyta się ciebie czy wszystko w porządku. Chłopak widząc, że zrobi dla niego wszystko zabierał ją w różnorakie miejsca i znajdował jej zajęcie z dala od siebie i upewniał się że zadanie zajmie jej przy najmniej z pół godziny, zanim znowu się pojawi. Jeden dzień bez niej okazał się zbawienny w skutkach, ale coś było nie tak. Anette jeszcze nigdy nie była na niego tak wściekła. Zachowywała się jak obrażona. Od teraz Oskar samotnie jadał posiłki, a na jego duszy osiadł nieznany dotąd ciężar, jakby wyrzuty sumienia. 

Westchnął, a po szkole znów spotkał się z Gainaxem.

Kiedy był w jego komorze poczuł się jak kryminalista.

Zyskał wolność, ale zdradził osobę, która wielokrotnie uratowała go z opresji. Gainax pocieszał go, że szybko jej przejdzie i niedługo znów się zaprzyjaźnią. Oskar przytaknął mu i zrozumiał, że ma rację, ale co mu z takiej przyjaźni ? - rozmyślał. Wtedy uświadomił sobie, że nie potrzebuje niańki w postaci Anette i na nowo zaczął cieszyć się życiem. Następnego dnia zignorował Anette tak jak ona jego i zamyślony usiadł w ławce. Kiedy lekcja się skonczyła Oskar z wielkim trudem przesunął plecak po podłodze i skierował się w stronę wyjścia. Tego dnia mieli z Gainaxem wyruszyć na dziewicze wyspy po drugiej stronie Pacyfiku, więc musiał się dobrze przygotować. Kiedy szedł koło niej Anette spojrzała na niego z pogardą. 

-- Pchi. Też mi coś. Zasłużył sobie. - wyrzuciła i założyła ręce. Pozostali uczniowie byli w szoku. Grupka osób z pobliskiej ławki postanowiła się do niej przysiąść na przerwie obiadowej i szczerze z nią porozmawiać. 


------------------


- Co się z Tobą stało ? Dlaczego tak się zmieniłaś ?  - spytała Adelle. Jak dawna sąsiadka.

- Nie twój interes ! Lepiej spadajcie ! Nie potrzeba mi tu kolejnych zdrajców ! Oskar mnie oszukał i nie obchodzi mnie co się z nim stanie ! - wyrzuciła. 

- Sama nie wiesz o czym mówisz ! On jest niewinny ! - dodała Adelle.

- Właśnie ! On chciał się tylko na chwilę od Ciebie uwolnić ! - Anastazja wstała z krzesła. 

- Ach tak ? W takim razie mu się udało ! - odwróciła głowę. 

- Ah. Choćmy. Ona i tak tego nie zrozumie. - Adelle i reszta usiedli przy swoim stoliku, gdzie wrócili do tematu Anette i Oscara 

- Ah. Ciężko ją będzie tego nauczyć. - Adelle westchnęła i podparła ręką głowę. 

- Tak, ale kto powiedział, że to będzie proste. - Anastazja wsparła się o ramię.

- To prawda, ale musimy ją jakoś uśmiadomić, że nie można tak naciskać - Hortensja zaczęła coś bazgrać w zeszycie.

- Racja. W innym wypadku Oskar będzie w poważnych tarapatach. - Amelia spojrzała po swoich przyjaciółkach. Te kolejno przytaknęły i już miały jakiś pomysł. Zamierzali odegrać scenkę i pokazać jej jak myśli Oskar, ślę ostatecznie odeszli od tego pomysłu i postanowili jeszcze raz z nią porozmawiać, ale najpierw postanowiły zaprzyjaźnić się z Oskarem. Przybiły sobie piątki, a wtedy Oskar wszedł na stołówkę, usiadł jak gdyby nigdy nic i otworzył drugie śniadanie, a wtedy one się do niego przysiadły. 

- Cześć Oskarku. Jak się masz ? - Adelle uśmiechnęła się do niego. 

- Eeem. Dobrze. Czy moglibyście zostawić mnie samego ? - odłożył kanapke, westchnął głęboko i położył rękę na twarzy. 

- W porządku. Jakby coś to wiesz, gdzie nas szukać. Zawsze możesz na nas liczyć. - Adelle wstała, musnęła jego dłoń, poklepała go po plecach, a następnie odeszła ze swoją paczką.


Oskar zrozumiał, że nie jest sam na świecie. Oprócz Anette są jeszcze inni ludzie, ktorych jak dotąd nie zauważał. Te myśli go sparaliżowały, a wtedy do pomieszczenia wkroczyła Anette. Była wściekła na Adelle za to, że miała czelność zbliżać się do Oskara. Podeszła do ich stolika i trzasnęła w niego pięścią, na co chlopak obudził się, podał sobie zastrzyk i zasnął, a dziewczyny dalej się kłóciły. 

- Jak mogłaś to zrobić ?! Aż tak bardzo chcesz mi dopiec ?! - wyrzuciła Anette, a jej wzrok mówił sam za siebie. 

- Mylisz sie ! Ja tylko chciałam ci pomóc zrozumieć - wyjaśniała Adelle


Oskar zrozumiał, że nie jest sam na świecie. Oprócz Anette są jeszcze inni ludzie, ktorych jak dotąd nie zauważał. Te myśli go sparaliżowały, a wtedy do pomueszczenia wkroczyła Anette. Była wściekła na Adelle za to, że miała czelność zbliżać się do Oskara. Podeszła do ich stolika i trzasnęła w niego pięścią, na co chlopak obudził się, podał sobie zastrzyk i zasnął, a dziewczyny dalej się kłóciły. 

- Jak mogłaś to zrobić ?! Aż tak bardzo chcesz mi dopiec ?! - wyrzuciła Anette, a jej wzrok mówił sam za siebie. 

- Mylisz się ! Ja tylko chciałam ci pomóc zrozumieć - wyjaśniała Adelle


- Hej ! Zluzujcie ! Wasze kłótnie znokautowały Oskara. - Brown wstał z krzesła i wskazał na niego. 

Spanikowana Adelle podbiegła bliżej i potrząsnęła jego ramionami.

Niedobrze ! Nie reaguje - panikowała w myślach.

Wtedy do akcji wkroczyła Anette.

- Zostaw go ! Nie widzisz, że zażył lekarstwo ! - odepchnęła Adelle, po czym ułożyła głowę Oskara wygodnie na stole, westchnęła i odeszła. Usiadła na ławce, na świeżym powietrzu, zastanawiając sie czy na pewno dobrze zrobiła zrywając z nim wszelkie kontakty. Pół godziny później Oskar obudził się kompletnie odmieniony. 

-Ach. Kolejny dzień przynosi nam nowe szanse. Jak w tej piosence. Może warto spróbować otworzyć się na świat i wyjść z zamkniętego kręgu ? Oskar przeciągnął się, zjadł w spokoju drugie śniadanie i niespodziewanie przysiadł się do Adelle i jej grupy. 


Ci byli w sporym szoku. Ich celem było przecież pogodzenie go z Anette, a nie na odwrót. 

- Cześć wszystkim. Jak się macie ? - spytał Oskar z uśmiechem. 

- Wiesz. To nie najlepsza pora. Anette może w każdej chwili wrócić - Adelle pomachała przed nim rękami.

- Chrzanić ją ! Skoro nie chce mnie znać to nie musi ! Czemu to ja mam się za nią uganiać ? - Wyrzucił z pretensją.

Dziewczyny były w szoku i nie wiedziały, co mają mu na to odpowiedzieć. Pierwsza odezwała się przywódczyni grupy. 

- Ah. To prawda. Nie sposób temu zaprzeczyć. - Adelle westchnęła, a wtedy na stołówkę weszła Anette i kiedy zobaczyła Oskara przy ich stoliku znowu wpadła w szał.

- Ja tu się chcę z tobą pogodzić, a ty bezczelnie się do nich przysiadasz ?! Ugh ! Jak tak można ?! Anette miała ochotę uderzyć go w twarz, ale się powstrzymała, po czym wybiegła ze stołówki. 

-Ah. Widać, że cierpi. Żałuję, że nie mogę jej pomóc. - Oskar zacisnął dłoń na piersi, a w jego oddech wdarło się wycieńczenie.

Dziewczyny spojrzały na niego ze współczuciem.

Nie wiedziały, co robić, przeciwnie do Anette, którą chłopak postanowił odnależć. W rogu stał pusty wózek na jedzenie, którego użył jako podpory i wyjechał z nim na zewnątrz. Anette ! Odbajdę cię ! Bądź tego pewna ! Oskar bez wahania udał się do Gainaxa, który od razu zabrał go do strefy kontroli.

Pół godziny później odnaleźli dzieeczynę. Stała na krawędzi klifu. Kiedy Oskar ją zawołał zachwiała się i spadła. Chłopak bez wahania skoczył w przepaść, żeby ją uratować. Był połączony z Gainaxem, więc szybko i sprawnie pochwycił ją w rękę (nie robiąc jej krzywdy), ale grawitacja wciąż ciągnęła ich w dół, ale on ani myślał się poddać.

Zaparł się w sobie i zatrzymał w powietrzu, a zaraz po tym z ciała Gainaxa wyłonił się plecak odrzutowy. Oskar ani myślał czekać aż jego moc się wyczerpie, więc wzleciał w górę i bezpiecznie wylądował z dala od przepaści, po czym robot przetransportował Anette do komory eksperymentalnej. Dziewczyna była nieprzytomna, a chlopak nagle osłabł. Kurczowo chwycił się za pierś, upadł na kolana, łapczywie łapiąc oddech.

Niestety stracił przytomność, a wraz z nią świadomość otaczającego go świata.

Po godzinie Anette doszła do siebie.

- Ah. Co się stało ? - Usiadła i złapała się za głowę. Gdy się obejrzała doświadczyła kolejnego, makabrycznego widoku. Oskar wyglądał jak trup !

Jego oczy nie poruszały się, więc spanikowana podbiegła do niego i potrząsnęła jego ramionami. Żadnej reakcji.

- Oskar ! Co ja najlepszego zrobiłam ? Wypominała sobie.

Oskar nie był jednak martwy, ale zahibernowany, aby móc w pełni się zregenerować. Gainax bez słowa przyzwał swoje macki i przeniósł Anette na zewnątrz. Tam dziewczyna upadła na kolana i zastygła w tej pozycji na wiele godzin. 

Gainax nie mógł na to spokojnie patrzeć, więc zrobił się niewidzialny i bezszelestnie oddalił.

Anette w tym momencie podniosła głowę i doznała szoku. Na miejscu nikogo nie było. Tłumaczyła sobie, że to był tylko zły sen, choć sama w to nie wierzyła. Bezżywotnie skierowała się w kierunku swohego domu i zamknęła się w sobie.

Po dwóch tygodniach Oskar doszedł do siebie i miał wątpliwości czy w ogóle wracać do cywilizacji. Ostatecznie zdecydował się zostać podróżnikiem. Odkrywał nowe lądy i zawiązywał przyjaźnie. Gainax cieszył się z jego dojrzałości i też uwierzył w to, że chlopak robi to, co najlepsze dla swoich bliskich. Na bezludnej wyspie Oskar poczuł się jak w raju, ale często doskwierała mu samotność. Próbował jak mógł, ale nic nie było w stanie poprawić mu humoru. Gainax włączył swój odbiornik radiowy, żeby oboje posłuchali wiadomości i się odprężyli. To działało do momentu, aż pewnego razu chłopak usłyszał w nim głos swojego ojca.

- Tak. Miesiąc temu mój syn zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Czego jeszcze chcecie ?! Dostarczyłem wam przecież potrzebne dokumenty ! Co z wami ?! Dlaczego jeszcze go nie znaleźliście ?! - Burzył się Doktor Radller.

- Pracujemy nad tym - Odpowiedzieli, a Gainax wyłączył odniornik. 

Oskar miał złamane serce. Wierzył w to, że będzie im lepiej bez niego, ale i tym razem nie miał racji. Chciał wrócić, ale za bardzo się bał. 

- Nie wrócę tam ! Gainaxie ! Ruszamy Dalej ! - wykrzyczał na przeciw sobie. Następnie stanął w odległości, a robot umieścił go w strefie kontroli. Po tygodniu znaleźli się w zupełnie obcym mieście, które uznało ich za zagrożenie.

W szkole nadal trwała żałoba. Pan Radller zaprosił znajomych Oskara do swojego domu, żeby powspominać stare, dobre czasy. Nagle w wiafomościach pojawiło się coś, co przywróciło im nadzieję. 

- Wiedziałem, że nic mu nie jest ! - Doktor zacisnął pięści i wzruszył się. Wszyscy na nowo odzyskali chęci do życia. Chcieli jdk najszybciej polecieć samolotem do Oskara, ake odwołano wszystkie połączenia, więc wrócili do domu. 

Tymaczasem na wyspę przyjechały bezzałogowe czołgi. Kiedy jeden z picisków trafił Gainax załączył rdzeń awaryjny i wyrwał się spod kontroli. Oskar próbował go uspokoić siłą woli, ale na nic się to zdało, więc był zmuszony bezczynnie patrzeć jak całe miasto zostaje zrównane z ziemią. Wkrótce i jemu udzieliła się agresja jego partnera. Na szczęście przed bitwą miasto zostało ewakułowane i nikt nie ucierpiał, chociaż straty oszacowano na okrągłe 5 milionów dolarów.

- Gińcie ! Nędzne robaki ! Oskar wczuł się w rolę i kontratakował ich pociskami, które robot wystrzeliwał z ramion. Kiedy ich unieszkodliwił odzyskał nad sobą kontrolę. Niedługo po tym chwycił się za pierś i upadł na kolana. To był rozpaczliwy krzyk jego duszy. Choć to nie było łatwe Oskar wysunął plecak odrzutowy i odleciał na bezludną wyspę pacyfiku, gdzie odetchnął z wyraźną ulgą. Rdzeń awaryjny Gainaxa wyłączył się, pozbawiając go pamięci o tamtej bitwie. 

Doktor Radller i reszta zrezygnowali z telewizji, bo wiedzieli że Oskar prędzej czy później do nich wróci. Po dwoch tygodniach zawiedziony chłopak zjawił się pod szpitalem i usiadł pod drzewem, a Gainax zahibernował się, a on wyszedł ze strefy kontroli i zasnął w jego komorze eksperymentalnej. Następnego dnia robota otoczyli Doktor Radller i znajomi Oskara. Nie wiedzieli w jakim jest stanie, ale i tak cieszyli się na jego widok.

 



KONIEC ! 









 

 










































 

Link do wpisu:

Komentarze

Na razie nie ma jeszcze komentarzy.

Dodaj komentarz

nick/imię:

Zaloguj się, jeśli masz już konto.
Zarejestruj się za darmo, jeśli go nie posiadasz.

treść komentarza:

Komentuj

Poleć to zdjęcie znajomym

Prawdziwa Natura Gainaxa - 2.1.  :: Prawdziwa Natura Gainaxa - 2.1.

To był dzień jak co dzień. 
Właśnie jechałem ze swoj

Podaj swój adres e-mail

Podaj adresy e-mail znajomych

Napisz wiadomość

Przepisz kod z obrazka:

 

Znajomi

657. Smutno mi, smutno mi Boże...

RAIDO... (Droga) Q Zenitu

Pozostałe (38)

Ostatnie komentarze

Otrzymane|Napisane

  • brak

Ostatnio odwiedzili